Hej dziewczyny,
Kasia – bardzo pochwalam Twoja postawe glodu
wiedzy powodowanego jeszcze wiekszym apetytem na zupke tom kha ga (czy jak ja
tam zwal). Tez mialabym ochote na zupke w Waszym towarzystwie!
Dagmara - co do prototypow, to chyba musimy
cwiczyc i stosowac w zaleznosci od sytuacji postawe asertywna albo tez
strategie teflonu lub kaczki, po ktorej wszystko splywa. Bo niestety, prototypy
sa wszedzie.
Ostatnio przekonalam sie o tym wykonujac
szczytny zawod tlumacza na sali sadowej – a bylo to tak:
Zadzwonil znajomy adwokat, ktory w swojej
naiwnosci magicznie przyciaga skomplikowane historie ale, o dziwo, czesto jest
bardzo skuteczny. Wlasnie reprezentuje on pozwanego - „pana prezesa” z
naszej ojczyzny, ktorego niemiecka spolka splajtowala, w ogole sprawa z lekka
surrealna. A w samym srodku ja - pani tlumacz, ktora jeszcze nigdy nie
byla w sadzie i chcialaby sprobowac, ale sie boi. Zatrulam mojemu mezowi caly
wieczor roznymi watpliwosciami, az sie wkurzyl i poszedl spac.... na drugi
dzien suszylam glowe naszej ciezarnej Barbarze i mimo slow zrozumienia i otuchy
nadal nie moglam sie zdecydowac - jako ostatnia deske ratunku chcialam nawet w
sprawe wrobic naszego fircyka, ale powiedzial mi, ze nie ma
wolnego terminu – a to sie chlopaczysko rozkrecil w tym Berlinie, pomyslalam
sobie.
W koncu, z braku rozsadnych opcji,
zdecydowalam, ze raz kozie smierc, a i maz byl dumny ze nie stchorzylam. No i
na prawde oplacilo sie ze wzgledow czysto socjologicznych.
Rozprawa byla na 11.00 ale juz od 9.00
wydzwanial do mnie na komorke i darl sie wnieboglosy „pan prezes”:
- Halo! Pani M! To ja, X! Wie Pani, ten co do sadu jedzie! Ja juz jestem tu blisko
ale cholera jaka to ulica zapomnialem!
- ja elokwentnie: sad znajduje sie przy
ulicy xxx
- Aha, to niech mi Pani napisze esemesem a
ja se to wbije w dzipiesa!
- dobrze, napisze
- Pani M! Halo! to znowu ja! Ja
tu tej ulicy nie moge znalezc, cos mi sie podobnego tu wyswietla!
- to niech Pan zjedzie z autostrady i
wpisze w miescie
- Pani M! Ja juz tu jestem i
czekam!
- dobrze, ja bede ok. 11.oo
- ok, nic nie szkodzi! ja se tu
siedze w samochodzie!
- Dobrze, do widzenia
Przed 11.00 przed budynkiem sadu dzwonie do
prezesa, ktory wyskakuje z auta i pyta, czy mam drobne na oplate parkingowa, bo
on zaplacil tyle co mial i chyba mu nie starczy na cala rozprawe. Nie mam
drobnych, ale udaje mi sie pana prezesa uspokoic, ze nie dostanie tu blokady na
kolo, a najwyzej mandat na 5 Euro. Wchodzimy. W sadzie prosze pana prezesa o
potwierdzenie, ze nie wlada on jezykiem niemieckim. Mowie mu, ze bede
tlumaczyla wszystko, co sedzia mowi adwokatowi i odwrotnie a jak on czegos nie
zrozumie, ma dac znak adwokatowi, na co prezes odpowiada, cytuje: A NIECH PANI
TAM COS TAK TRZY PO TRZY OGOLNIE MI POWIE, NAJWAZNIEJSZE, ZEBY PANI
ZROZUMIALA!!!! Co za trep – taki wlasnie PROTOTYP pierwszego sortu!
Ale moze takich klientow oplaci sie miec
jak najwiecej – wprawdzie jest sie troszke sfrustrowana, ze nikogo nie
obchodzi, co ty tam sobie pleciesz trzy po trzy, ale, wtedy nie ma stresu, ze
polozy sie sprawe.
Aha, moj przygotowany juz na te okazje
rachunek pan prezes zaplacil z marszu – wyjal kase z portfela i
odjechal.....przedtem jeszcze informujac, ze jak sprawe wygra, to sie napijemy
z nim i z panem adwokatem czarnego dzoniego lokera flaszka zero siedem,
bo on to tylko to pije............ ciag dalszy nastapi.
Niezrazona ta historia nadal brne w to
bagno – jutro mam swoje zaprzysiezenie.
Sciskam was mocno i dawajcie znaki zycia!
Barbara, napisz kolezankom, jak sie czujesz i jakie imie wybralas dla
dzidziusia J!!!!
M