Nasza ostatnia korespondencja znow wprawila mnie w zadume o tym, co jest na prawde wazne. I zaczela sie w mojej glowie melancholia. Wsiadlam do auta i w radiu lecial akurat Jan Delay - jeden z niewielu myslacych muzykow, ktorzy maja cos do powiedzenia - po niemiecku brzmi super, a sound to swoja droga, zawsze dobry. Tak mnie ten utwor rozwalil, bo tak pasowal do tej melancholii, ze musialam zjechac na pobocze i otrzasnac sie nie moglam ze wzruszenia. Mialam kiedys takiego kolege, ktory jak mial dola to zawsze sluchal ballad Nicka Cave'a, zeby sie jeszcze bardziej zdolowac, wtedy znowu odbijal sie od dna i zycie lecialo dalej. To chyba na prawde pomaga. Mi juz lepiej.
Ok, dla Was Jan Delay, wraz z tekstem:
Dies ist für die Traurigen
Die zu tausenden da draußen sind
Irgendwo alleine sitzen
Und einfach nicht mehr weiter wissen
Für die die Sonne nicht mehr scheint
Weil die graue Wolkendecke ewig bleibt
Verlassen und verloren
Ausgepowert und am Boden
Doch wenn Du denkst, es geht nicht mehr
Dann kommt von irgendwo diese Mukke her
Und sagt dir, dass alles besser wird
Und dass die Hoffnung als allerletztes stirbt
Ein Tunnel ohne Licht am Ende
Dunkelheit für immer
Du kannst die Sorgen nicht ertränken
Sie sind verdammt gute Schwimmer!
Doch zum Glück kann ich vermelden
Wie schimm's auch immer kommen mag
Da sind noch welche, die Dir helfen
Und das sind Prince und Stevie Wonder!
Denn wenn Du denkst es geht nicht mehr...
Musik ist so schön
Sie ist das beste im Leben
Schickt dir die Sonne in dein Herz
Sie ist immer für dich da
Und sie nimmt dich in den Arm
Also scheiß mal auf die Trauer
Und mach die Analge noch lauter!!
http://www.youtube.com/watch?v=rGZuyFfy4ls
Piekne!
Sciskam
M
czwartek, 17 października 2013
Organ nieuzywany zanika...
Jak my to wczesniej robilysmy? Praca, dzieci, rodzinna kieracik i studia - w zimowe poranki wstawalo sie o piatej rano i w droge 300 km. Zeby tylko posiedziec w zatechlej salce ale za to w bardzo przyjemnej i budujacej aurze i doborowym towarzystwie. Poruszyc innymi niz zwykle komorkami mozgu, posmiac sie w przerwach i pozywic wegetarianskim azjatyckim menu.
Teraz sie dziwimy, ale wtedy sie dalo, i teraz tez by sie dalo, jakby znowu nadarzyla sie okazja. Bo im wiecej sie dzieje wokol, tym lepiej jestesmy zorganizowane, prawda?
Ja sie ostatnio coraz bardziej zaczynam wiercic, drazyc i znowu szukac. Super mi sie rozwinela galaz, ze ja okresle dizajnerska, i daje mi to nadal ogromna satysfakcje, ale ciagle mam jeszcze "freie Kapazitäten" i czuje, ze tak nie do konca wykorzystuje swoj potencjal.
Nie tesknie bron Boze do korpo, ale chyba mnie ten swiat tak doglebnie przezarl, ze zaczynam robic sobie wyrzuty, ze tak malo robie. Czy to jest normalne? Czy ja musze sobie ciagle cos udowadniac? Czy nie moge po prostu tak zupelnie wyluzowac?
Jednak droga do szczescia nie jest tak prosta, jakby sie wydawalo.
Zaczynam czuc, ze moj mozg sie kurczy, cholera. I zaczynam czuc sie staro. Juz sie zrelaksowalam totalnie, wychodzilam na yoge i przeczytalam wszystkie zalegle ksiazki, z prasa jestem na biezaco, dostrzegam trendy w modzie, sztuce i zyciu i w sumie wydaje mi sie, ze jestem zen! Ale jednak mimo tego szczescia, ze mialam okazje sie zatrzymac, musze przyznac, ze znowu potrzeba zmiany jest moja pierwsza mysla po przebudzeniu i ostatnia przed zasnieciem. Musze sie dalej rozwijac i chce przez jakis czas znowu nie miec czasu!!! Wyobrazacie to sobie?
Chyba na prawde jest to tak, ze z kazdego zyciowego polozenia trzeba wyciagac te pozytywne strony i z nich czerpac sile.
Szukam wiec dalej czegos rozwojowego, co mnie na jakis czas znowu wypionuje i zmeczy. Jednak z ta roznica, ze jak bedzie mi z tym zle, to sie tego pozbede i znowu zaczne szukac. I to jest chyba sedno zycia - lapac chwile i nie ustawac w poszukiwaniach.
Pozdrawiam zlotojesiennie
M
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)