niedziela, 17 listopada 2013

Margit, zona Klemensa


-          
   -Hallo Mamusiu, tak wszystko w najlepszym porzadku, tak, wiesz, dzisiaj rozmawialem z ministrem i wszyscy sa dobrej mysli, to w koncu my wygralismy te wybory a reszta musi sie dostosowac. Dobrze, ze nasza partia jest gora – ze stolkow nie pospadamy. Wspaniale, ze przyjezdzacie – Margit wyjedzie po Was na dworzec, ale nie klopoczcie sie, naprawde nie ma o czym mowic, ja jestem caly dzien w biurze, ale Margit jest dyspozycyjna  praktycznie 24 godziny na dobe i na prawde ucieszy sie, jak bedzie miala okazje wyjsc z domu. Cieszymy sie niezmiernie, pozdrow pape i do weekendu, do piatku – caluje!!!

Margit, kochanie – co tak pieknie pachnie – oh, zupa z dyni, dzisiaj na sposob azjatycki. Tak tak, wiem, ze jest wlasnie sezon na dynie – i przyrzadzasz ja kochanie po prostu po mistrzowsku – to juz piaty czy szosty raz w tym sezonie i za kazdym razem inna recepta – na prawde imponujesz mi! Ty juz jadlas, tak, aha, dobrze, kochanie, nie ma problemu, obsluze sie sam, a ty sobie spokojnie kap Maksia. A jak tam nasz dziedzic dzisiaj sie sprawowal? PEKIP – aha, aha, mowilas juz, ale co to wlasciwie bylo, gimanstyka dla noworodkow? Przepraszam kochanie ale w tym stresie i chaosie w biurze nie mam do tego glowy. No tak, oczywiscie, masz racje, juz teraz trzeba przygotowywac grunt pod rozwoj naszego dziedzica, zeby mial w zyciu lepszy start. A propo startu – bylas juz w Metropolitan School i Cosmopolitan School a w Kennedy-School  I American School? No wiesz, kochanie, trzeba sie pospieszyc, bo tam jest lista oczekujacych na nastepne 5 lat. To nie sa zarty, przez twoja niefrasobliwosc pozbawimy Maksia szans na start w gronie najlepszych. A ty wiesz sama, jak ciezko jest sie przebic w stolicy, jak sie pochodzi z Eutingen im Gäu albo z Buxtehude, kto jak kto, ale ty powinnas najlepiej o tym wiedziec, ty moja krolowo troli z Buxtehude.

Ah – a propos – slyszalas juz, ze rodzice przyjezdzaja – cudownie parawda? Sluchaj, beda juz w piatek o 14.30 na dworcu, odbierzesz ich i jakos sie zajmiecie sobo do mojego powrotu? O 14.30 Maksiu spi? Ah, to chyba nawet lepiej, w aucie dzieci i tak najlepiej spia. Juz dobrze kochanie, nie marudz, ja wiem, ze jestes caly dzien sama z malym, ale ja tez haruje jak wol, zeby nam zapewnic jakis standard zyciowy, prawda? A mama i papa na pewno Ci pomoga przy Maksiu – wiesz, jacy oni sa dumni z dziedzica! O wlasnie malutki, chodz to tatusia na raczki, ty moj kochany, dobrnoc, mamusia teraz cie ulula, do jutra, dobranoc kochani........


-     - Cholera jasna, musze jeszcze wytrzymac 24 godziny, jeszcze tylko 24 godziny, cale szczescie, i wyjada. Tesciowa nie odzywa sie do mnie od wczorajszego wieczoru, bo nie pozwolilam jej wykapac Maksia. Ja na prawde nie moge powierzyc zycia naszego syna w rece tej trzesacej sie staruszki! Jej maz tez sie troche trzesie, ale juz dawno sobie odpuscil dyskusje i spory z ta jedza i cichutko sobie jest przy niej lub obok niej. Oboje tak dumni z Klemensa, rozmawiaja tylko z nim i swiata poza nim nie widza. Ja przechodze kolo nich niezauwazana, zaczynam istniec dopiero, jak przynosze Maksia – ich wnuka. Ja nie jestem synowa, zona ich syna, jestem tylko matka ich wnuka. A wnuk wlasnie drze sie w nieboglosy w tajskiej restauracji. Tesciowie wystraszeni, boja sie, ze zaraz obsluga nas upomni i stad wyrzuci. A co sobie inni ludzie pomysla, jak dziecko tak sie drze? Matka wyrodna chyba go nie nakarmila albo nie przewinela. Klemens zbladl pod srogim okiem mamusi i wyzywa sie na mnie – idzze z nim do cholery do lazienki i zrob z tym porzadek, uszy wiedna od tego krzyku, chwili spokoju czlowiek nie ma po calym tygodniu pracy. Ide. Wracam z cisgle wrzeszczacym Maksiem, chyba ma kolke, nic nie poradze. O, wlasnie przyniesli jedzenie, zaraz usiade, tylko troche go ponosze, moze usnie.....usnal, do wozka z nim. Siadam, ale wlasnie teraz zaczyna krzyczec dziecko przy sasiednim stoliku. Klemens tez sie drze na mnie, zebym poszla do ludzi i uspokoila ich cholernego bachora, bo przeciez nasz Maksio zaraz sie obudzi. Jestem tak skolowana, ze juz wstaje i na prawde mam zamiar tam isc, ale w tym momencie dociera do mnie absurd tej sytuacji i wybucham – wylewa sie ze mnie caly moj zal, zmeczenie, nieprzespane noce, zycie jak w trnasie miedzy pieluchami, papkami, spaniem, krzykiem, kolkami, zupami dla meza. Moj doktorat ley niedokonczony na biurku, ale to nikogo nie obchodzi. Tak jak mnie nie obchodzi, ze patrzy na nas cala restauracja, moja tesciowa pasowieje i odwraca wzrok a maz zamawia juz trzecie piwo. I tylko tesciowi oczy coraz bardziej nabrzmiewaja lzami, wydaje sie, ze pojal, o co mi chodzi. Wstaje od stolu i bierze Maksia na rece, a mnie glaszcze po glowie – usiadz Margit i zjedz normalnie, ja sie zajme malym......

**********
Pozdrawiam Was serdecznie