poniedziałek, 24 czerwca 2013

Slodkie nicnierobienie

Ok, troszeczke sie rozleniwilam ostatnio i zaniedbalam Was, ale wybaczycie mi na pewno, bo bylam wypoczac. 
Urlop zaczal sie wprawdzie nieco stresujaco, bo w dniu wyjazdu w moim roztargnieniu zatrzasnelam w bagazniku jedyny klucz, ktorym mozna uruchomic silnik w aucie, wiec wszystko sie troche opoznilo i troche krzyku tez bylo - ale w momencie, kiedy w koncu wyruszylismy, caly stres i nerwy zostaly za drzwiami, na ulicy w dzwiecznie brzmiacej aczkolwiek malo wdziecznej dzielnicy Berlina - Weissensee. Zostaly tu na pastwe spuszczonych ze smyczy psow bojowych i roznego rodzaju mieszancow oraz ich wytatuowanych opiekunow z wciaz wschodnioniemieckiego - bo w glowach im sie przez ostatnie cwiercwiecze wciaz jeszcze na korzysc nie poprzestawialo - proletariatu. W takim towarzystwie zaden problem i zaden nerw nie ma prawa przezyc. I o to chodzilo. 

A w czasie, gdy te psy pozeraly nasze troski, my urlopowalismy nad naszym rodzimym, szaroburym Baltykiem, ktory kocham, bo nasz, polski i swojski i piekny o kazdej porze roku, dnia i nocy. A tym razem nawet i pogoda zagrala nam na nute prawie karaibska. 
Do tego dobre, zrelaksowane i pozytywne towarzystwo (Barbara & Co.) oraz dobre jedzenie (sic ;) i wino. Zyc nie umierac. Tak sobie pieknie i spokojnie spedzalismy czas, ze nawet zadne ziolo nie bylo nam potrzebne do absurdalnych zartow i salw smiechu. To chyba od slonca, tlenu i jodu tak nam dobrze bylo, az nasza Basia na koniec stwierdzila: "Musze pogratulowac, tez samej sobie, ze dzieci przezyly bez iphona" :) Temu podobnymi pol-zartem pol-serio cytacikami upiekszalismy sobie nasz wypoczynek i bylo na prawde blogo! 
I dlatego nic nie pisalam, bo zadna szara ani zadna teczowa komorka nie dzialala w innym kierunku, niz wypoczynek. 
Dlatego wierze, ze mi wybaczycie, a ja niedlugo nadrobie pensum :)
Poki co, zycze Wam tego samego - odpoczywajcie kazda komorka ciala i kazda czasteczka duszy! 
A na stymulacje endorfin zalaczam Baltyk w sloncu i o tegoz zachodzie.
M   



wtorek, 11 czerwca 2013

so beautiful - powtorka

Wkladam ten tekst jeszcze raz, bo ostatni wpis tobi mi psikusy i nie moge otworzyc zadnego komentarza. 
Moze tym razem sie uda.


Z zalem rozstaje sie w te sobote z fascynujaca przygoda z tymczasowa galeria w Neukölln.
Bylo mi tu dobrze i  poznalam i spotkalam pozytywnie odjechanych i kreatywnych ludzi. 

Przezylam pogrzeb z orkiestra, ale bez trupa oraz kulisy nagran do filmu z gwiazda niemieckiego kina Jürgenem Voglem. Jürgen tu do mnie na chwilke wpadl i tak sie mu podobalo, ze sie az do mnie usmiechnal - kto go widzial, wie, ze ma on jeden z najmniej apetycznych ale zarazem najbardziej rozbrajajacych usmiechow w tym kraju, a nawet pokusilabym sie powiedziec - w Europie (Wyspy Brytyjskie wliczam, mimo wszystko). Zdjecia sobie nie zrobilismy, bo to nie George Clooney, a i nie Hugh Grant, ktorego przy odrobinie szczescia mozna spotkac przy pisuarze w eleganckiej restauracji - prawda, kolego?
Jürgen jest swojakiem z Berlina i juz prawie dobrym znajomym, kiedys przypadkiem moj maz i on pchali sobie wozki z dziecmi (kazdy ze swoim dzieckiem, zeby bylo jasne) i gawedzili jakies 20 sekund o cudzie ojcostwa...  Dlatego usmiech Jürgena, wprawdzie nie do mnie, zalaczam Wam z radoscia i "ku pokrzepieniu serc":






W tym tygodniu, na mile zakonczenie, mielismy jeszcze shooting do sesji mody i byla to kolejna fascynujaca przygoda, bo raz pierwszy w zyciu moglam przypatrzec sie takiej pracy z bliska. Moj "Fazit": 'so beautiful!'
Fotograf, stylistka, make-up-artist oraz hair stylist roztaczali mila i lepko-slodka od komplementow aure miedzynarodowego "fashion circus" i skakali wokol posagowej modelki porozumiewajac sie modowa nowomowa:  "She is so beautiful, ma cherie, silwuple, die Echthaarperücke sitzt 'so beautiful. I cried when I first saw her - really. Ich war so glücklich, mon amour." 'so beautiful' sa rowniez kreacje wybrane przez nasza pol-rosyjska stylistke - od polskiego projektanta Dawida Tomaszewskiego. 
Rzeczywiscie bardzo podobal mi sie ten styl, troche vintage, futuryzm poznych lat 60tych a modelka bardzo skoncentrowana na pracy przypominala ozywionego manekina, ale taki byl chyba tez zamysl tej calej historii. W kazdym razie nasze vintagowe meble i atmosfera galerii daly tej sesji fantastyczne tlo, z czego jestem szczerze dumna. Zrobilam kilka zdjec z 'making of..' i juz nie moge sie doczekac, zeby obejrzec efekt tej sesji na profesjonalnych zdjeciach. 


Naogladalam sie tu naprawde fajnych rzeczy, ktore pobudzily dawno nieuzywane obszary mojego mozgu. I dlatego zal mi stad odchodzic, ale z drugiej strony kokosow tu nie zbilam, wiec to dobry czas zwijac zagle i plynac dalej. Na razie nad Baltyk, a o tym co bedzie dalej, pomysle po powrocie. 



P.S. Jak widzicie tu "black box" - to to nie jest umyslnie, tylko mi cos tak dziwnie komp zachowal ten wpis.

środa, 5 czerwca 2013

so beautiful

Z zalem rozstaje sie w te sobote z fascynujaca przygoda z tymczasowa galeria w Neukölln.
Bylo mi tu dobrze i  poznalam i spotkalam pozytywnie odjechanych i kreatywnych ludzi. 

Przezylam pogrzeb z orkiestra, ale bez trupa oraz kulisy nagran do filmu z gwiazda niemieckiego kina Jürgenem Voglem. Jürgen tu do mnie na chwilke wpadl i tak sie mu podobalo, ze sie az do mnie usmiechnal - kto go widzial, wie, ze ma on jeden z najmniej apetycznych ale zarazem najbardziej rozbrajajacych usmiechow w tym kraju, a nawet pokusilabym sie powiedziec - w Europie (Wyspy Brytyjskie wliczam, mimo wszystko). Zdjecia sobie nie zrobilismy, bo to nie George Clooney, a i nie Hugh Grant, ktorego przy odrobinie szczescia mozna spotkac przy pisuarze w eleganckiej restauracji - prawda, kolego?
Jürgen jest swojakiem z Berlina i juz prawie dobrym znajomym, kiedys przypadkiem moj maz i on pchali sobie wozki z dziecmi (kazdy ze swoim dzieckiem, zeby bylo jasne) i gawedzili jakies 20 sekund o cudzie ojcostwa...  Dlatego usmiech Jürgena, wprawdzie nie do mnie, zalaczam Wam z radoscia i "ku pokrzepieniu serc":






W tym tygodniu, na mile zakonczenie, mielismy jeszcze shooting do sesji mody i byla to kolejna fascynujaca przygoda, bo raz pierwszy w zyciu moglam przypatrzec sie takiej pracy z bliska. Moj "Fazit": 'so beautiful!'
Fotograf, stylistka, make-up-artist oraz hair stylist roztaczali mila i lepko-slodka od komplementow aure miedzynarodowego "fashion circus" i skakali wokol posagowej modelki porozumiewajac sie modowa nowomowa:  "She is so beautiful, ma cherie, silwuple, die Echthaarperücke sitzt 'so beautiful. I cried when I first saw her - really. Ich war so glücklich, mon amour." 'so beautiful' sa rowniez kreacje wybrane przez nasza pol-rosyjska stylistke - od polskiego projektanta Dawida Tomaszewskiego. 
Rzeczywiscie bardzo podobal mi sie ten styl, troche vintage, futuryzm poznych lat 60tych a modelka bardzo skoncentrowana na pracy przypominala ozywionego manekina, ale taki byl chyba tez zamysl tej calej historii. W kazdym razie nasze vintagowe meble i atmosfera galerii daly tej sesji fantastyczne tlo, z czego jestem szczerze dumna. Zrobilam kilka zdjec z 'making of..' i juz nie moge sie doczekac, zeby obejrzec efekt tej sesji na profesjonalnych zdjeciach. 


Naogladalam sie tu naprawde fajnych rzeczy, ktore pobudzily dawno nieuzywane obszary mojego mozgu. I dlatego zal mi stad odchodzic, ale z drugiej strony kokosow tu nie zbilam, wiec to dobry czas zwijac zagle i plynac dalej. Na razie nad Baltyk, a o tym co bedzie dalej, pomysle po powrocie. 



P.S. Jak widzicie tu "black box" - to to nie jest umyslnie, tylko mi cos tak dziwnie komp zachowal ten wpis.



























































































































sobota, 1 czerwca 2013

Oh Karol...

Hello again,

Marzenka nadala niedawno temat urlopow ojcowskich - nie udalo mi sie wtedy zabrac glosu w tej sprawie, ale z okazji Dnia Dziecka do powiedzenia na ten temat mam tyle:  szkoda, ze czesc meskich przedstawicieli naszego spoleczenstwa jeszcze nie dojrzala do stwierdzenia, ze bycie Macho wcale nie jest cool, jak buduje sie razem rodzine. To nie jest kwestia tego, czy jest latwo czy trudno, pieknie, wesolo, beztrosko czy meczaco i do dupy - z dzieckiem jest po prostu calkiem inaczej. Jedni radza sobie z tym lepiej a inni gorzej, ale duzy wplyw na nasze zachowania ma tez mentalnosc i akceptacja spoleczna. Jak co niektory chlop "pojdzie w pieluchy" i dwa razy w tygodniu nie wyskoczy z kolegami na piwo, to swiat mu sie wali.  No i jeszcze jest fakt, za obecnie bez niani ani rusz nie da sie wychowac dziecka, to tez odciaza przede wszystkim tatusiow. 
Inna sprawa, ze Macho sa wszedzie, ale jak pewne zachowania sa akceptowalne spolecznie, a nawet przysparzaja punktow korporacji, ktora chce zlapac w swoje sidla jak najwiecej tzw. "high potentials", to taki tatusiowy urlop rozglasza sie wszem i wobec na kazdej rozmowie o prace, na kazdych targach rekrutacyjnych, w sadazach oraz prasie fachowej. A chlopcy zmeczeni praca korzystaja i plodza dzieci, ida na urlop rodzicielski, odciazaja zone a przy okazji jeszcze szef jest z nich dumny - do tego 1800 EUR na miesiac od panstwa i zycie jest piekne. 
 

Jeden moj byly kolega tak sie rozochocil, ze wlasnie sprowadzil na swiat trzeciego potomka i znowu poszedl w kupki i papki, a zone poslal do pracy. I dobrze - popieram! Nie kazdy moze sobie na cos takiego pozwolic, ale jest to fajna i dobra rzecz! 
Dla rodzicow oczywiscie, dla panstwa tez, bo ma sie czym pochwalic w kampaniach wyborczych. Ale dla kas chorych, ktore ponosza czesc kosztow takiego urlopu, jest czasami troszke drogo. Prawda Basiu? Jakiekolwiek watpliwosci co do zasadnosci i kosztow urlopow rodzicielskich sa w tym kraju zle i szkodliwe i baardzooo niepoprawne politycznie. Dla tych, ktorzy probuja sie troszke bronic, pozostaja tylko zawoalowane srodki przekazu: np. kasa chorych, w ktorej ubezpieczona jest nasza kolezanka, przesyla "pakiet powitalny" dla bobasa i jego rodzicow, ktory zawiera mnostwo pomocnych akcesoriow - mokre chusteczki antyalergiczne do pupci, smoczus, sliniaczek, probki roznych srodkow do pielegnacji bobaska, a dla rodzicow - kondomy marki EXXTRA SAFE!!!! Wyrafinowane, prawda

Ciekawe jak to bedzie sie mialo do ogloszonych wlasnie wczoraj, na dzien przed Dniem Dziecka wynikow powszechnego spisu ludnosci, pierwszego takiego od 1987 r., czyli tez pierwszego po zjednoczeniu Niemiec. Okazalo sie bowiem, co jest szeroko komentowane przez wszystkie media, ze Niemcow jest mniej, niz sie wszystkim przez ostatnie dekady wydawalo - mialo byc 82 miliony a okazalo sie, ze cyfry sie zgadzaja, ale pomiedzy nimi jest jeszcze zero, czyli jest Niemcow oficjalnie 80,2 mln. Od razu zaczely sie spekulacje, ze badanie zostalo nieprawidlowo przeprowadzone, poniewaz brala w nim udzial tylko specjalnie wyselekcjonowana reprezentatywna grupa stanowiaca 10% spoleczenstwa, a poza tym nie wszyscy, ktorzy czuja sie Niemcami maja niemieckie obywatelstwo - i tu znowi Turek staje sie w spoleczenstwie niemieckim wazny, bo to wlasnie Turcy, ktorzy sie tu urodzili, ale ich rodziny nie posiadaja niemieckiego obywatelstwa, sa ta najliczniejsza grupa obcokrajowcow we wlasnym kraju. 
Ciekawe, jak Niemcy zareaguja na ten szok w praktyce - moze juz za rok zamiast kondomow rodzice beda w pakiecie powitalnym mieli okazje wyprobowac dzialanie VIAGRY? 

Poobserwuje ten temat i zdam Wam relacje.

Wszystkim milego swietowania!
M