sobota, 15 lutego 2014

U-rodziny

Urodziny -  to slowo mozna tez napisac tak jak w tytule i nagle zamienia sie jego znaczenie - juz nie chodzi o jubilata tylko o wszystkich otaczajacych wstepnych, zstepnych i powinowatych.... ale jakby sie dluzej nad tym zastanowic, to w imprezach urodzinowych tez czesto o to chodzi, zeby zadowolic wlasnie tych drugich, przynajmniej u mnie w czasach przepoczwarzania sie z dziecka w dziewczyne zawsze tak bylo - ciocie, babcie i caly spokrewniony ze mna ogon zawsze stawial sie w pelnym komplecie, z kwiatkiem w celofanie i biala koperta - jedynym atrybutem, dzieki ktoremu z pokora znosilam ten coroczny cyrk, chociaz zawsze mialam ochote spedzic ten dzien tylko z rodzicami, gdzies na gorskim spacerze i obiedzie w gorskiej chacie, a wieczorem wyjsc z przyjaciolmi.
Nigdy nam sie to nie udalo, bo coby powiedzieli wszyscy z rodziny, jakby sie te u-rodziny nie odbyly? 

Jesus, jak mnie to zawsze wkurzalo!  Za to moja Mama - urodzony entertainer, prawie ze animator, i dyplomowany kucharz (jej pierwszy wyuczony zawod, ktorego przez cale zycie sie wstydzila, a czasow, gdzie kucharza wynosi sie do rangi artysty i proroka dobrego smaku, niestety nie dotrwala)  - wiec moja Mama po prostu wszystkie te u-rodziny uwielbiala!!! I przygotowywala sie do nich juz na tygodnie przed impreza robila listy zakupow, potraw oraz gosci. Z lista zakupow biegal zawsze jak Kot z pecherzem moj tato, ktory czasami pozwalal sobie na male odstepstwa i improwizacje - chodzilo zazwyczaj o cene niektorych skladnikow, co zawsze konczylo sie awantura, bo Mama, spedziwszy mlode macierzynstwo w tzw. kryzysie, wprawdzie wykazywala w kuchni wiele fantazji, ale kierujac sie swoim mottem, ze "tanie mieso jedza psy", wolala zrobic mniej a dobrze, niz taniej ale wiecej. I to, paradoksalnie, zawsze napedzalo nam do domu mnostwo gosci, bo kazdy chcial sprobowac tego, co Hanka tym razem wymyslila. 
A Hanka dbala tez o to, zeby w ciagu roku zadne u dan na zadnej z imprez sie nie powtorzylo - miala swoje notatki na kilka lat wstecz, i co wazniejsze ( i o czym goscie na szczescie nie wiedzieli), po imprezie obok dan zamieszczala komentarze, co komu smakowalo, a co mniej i jakie byly komentarze,np:  "Stefcia zachwycala sie galaretka z kalmarow, wtrzasnela piec porcji i poprawila jeszcze rolada z krolika - nastepnym razem posadzic Stefe daleko od galaretek..."
Podobne komentarze byly na liscie poruszanych na u-rodzinach tematow, strojow gosci oraz prezentow. Na koniec oceniane bylo zachowanie nas w roli gospodarzy "Martusia potrafila sie fajnie zachowac i cierpliwie sluchala nudzacej juz druga godzine babci, a Dziunia pieknie podawala do stolu". I tak apiac kilka razy w roku. Te notatki znalazlysmy dopiero, jak mamy juz z nami nie bylo. I dobrze, bo sa one dla nas i nauka i przestroga. 

Sciskam Was i biegne odebrac moje dziecko z urodzin kolezanki z przedszkola...

środa, 12 lutego 2014

Pelnia


Zbliza sie pelnia - przyjdzie do nas 14-tego, w same Walentynki... hmmm. 


Wlasciwie traktuje fazy ksiezyca obojetnie, troche historycznie, taki tam anachronizm, cos tam czytalam o roku hebrajskim i o starych kalendarzach ksiezycowych, ale od czasu do czasu obserwuje, ze w okolicach pelni rzeczy zaczynaja isc jakims dziwnym, bocznym torem, a po pelni znowu wszystko wraca do normy. 


Juz dzisiaj od rana cos zaczelo sie u nas nie kleic. Mialam przez cala noc odjechane sny i budzilam sie co godzine, wiec wstalam tez odpowiednio wypoczeta. Wlosy sie nie ukladaja, cialo jakies rozlazle i mimo najlepszych checi koncentracja nijak sie mnie nie trzyma. Maile jakies nieskladne mi wychodza, co chwila cos mnie rozprasza. W tym beznadziejnym stanie nie dalam rady nawet pojsc na walking, chociaz bylo cieplo i pieknie swiecilo slonce, i robilam sobie z tego powodu wyrzuty przez reszte dnia. 
Podobnie, jak nie zdazylam pojsc na zakupy spozywcze ani do drogerii, czego efektem byla kolacja weganska, ktora i mezowi i dziecku zdecydowanie nie przypadla do gustu, oraz brudne naczynia w zmywarce. 
Wspolny wieczor rozpoczal sie fiaskiem, i nawet po zjedzeniu na deser calej tabliczki czekolady nie udalo nam sie nijak poprawic atmosfery. A wiec to bzdura z ta czekolada - to, ze poprawia nastroj, to tylko usprawiedliwienie, zeby mozna bylo ja zjesc bez wyrzutow sumienia. 

Kapiel z olejkiem geraniowym w blasku swiec tez niewiele dala, wrecz przeciwnie, zaczelam sie zastanawiac nad ostatnimi filmami, jakie widzialam na Berlinale i doszlam do wniosku, ze nie dane nam jest za zycia zaznac spokoju ducha. 
Wczoraj, we francuskim filmie (Arrette ou je continue), dlugie stazem malzenstwo probowalo jeszcze sie nawzajem podratowac i posklejac stare skorupy ich zwiazku, ale cos im cholera nie wychodzilo i nawet jak sie chcieli napic wspolnie szampana, ona po kapieli, polnaga w przykrotkim reczniku (kiedys to bylo jeszcze sexy, ale dzisiaj nie robi na na nim juz wrazenia - on owinal sie recznikiem do sauny, najlepszym, jaki mieli...), to cholerna butelka pekla w zamrazalniku. Ale nic, probowali dalej, on wyjal zmrozone na lod kawalki trunku i sprobowali posmakowac go jak lodow, ale w jej kawalku bylo szklo, ktore lekko rozcielo jej warge - cholera jasna, jakie to przygnebiajace!  
W ogole caly ten festiwal niby poprawia mi nastroj, bo widze znowi tych pieknych nietuzinkowych ludzi z calego swiata i atmosfera wokol jest bardzo budujaca, ale jednak filmy w czasie pelni zdecydowanie ciagna w dol. Ktos ma rozdwojenie jazni, ktos inny jest fanatykiem i mozg robi z nim, co chce, a inni wcale nie maja skrupulow narazajac zycie innych, bo ich zycie i tak jest do dupy. To w skrocie recenzja tego, co do tej pory widzialam, a czeka mnie jeszcze krecony przez 13 lat amerykanski Boyhood (to w sam dzien pelni) oraz japonski film o zdradzie w czasach kamikadze (to dzien pozniej).Oj, chyba w tym roku przesadzilam z wyborem takiego ambitnego repertuaru... jak to mowi moj maz, za duzo "Chocolat" jest niezdrowe, czasami trzeba obejrzec jakas sieczke dla mas lub cos totalnie durnowatego, takie "Lody na patyku" na przyklad...
Cholera, znowu sie watek czekolady mi tu wkradl. 

Wiec jezeli nie dla ducha, zrobmy cos dla ciala! Jutro ide do sauny, a pozniej na peeling chemiczny, ktory wygladzi mi szyje i dekolt oraz poprawi koloryt twarzy - takie jest bynajmniej teoretyczne zalozenie tego przedsiewziecia, o ktorym na pewno wiecej napisze w nastepnym odcinku lezac tu i luszczac sie... a jak bede sie za bardzo luszczyc lub czerwienic, to odpuszcze sobie te dwa filmy z serii "Chocolat" i przespie ta pelnie. 

Wam zycze sily i pozdrawiam!
M