środa, 12 lutego 2014

Pelnia


Zbliza sie pelnia - przyjdzie do nas 14-tego, w same Walentynki... hmmm. 


Wlasciwie traktuje fazy ksiezyca obojetnie, troche historycznie, taki tam anachronizm, cos tam czytalam o roku hebrajskim i o starych kalendarzach ksiezycowych, ale od czasu do czasu obserwuje, ze w okolicach pelni rzeczy zaczynaja isc jakims dziwnym, bocznym torem, a po pelni znowu wszystko wraca do normy. 


Juz dzisiaj od rana cos zaczelo sie u nas nie kleic. Mialam przez cala noc odjechane sny i budzilam sie co godzine, wiec wstalam tez odpowiednio wypoczeta. Wlosy sie nie ukladaja, cialo jakies rozlazle i mimo najlepszych checi koncentracja nijak sie mnie nie trzyma. Maile jakies nieskladne mi wychodza, co chwila cos mnie rozprasza. W tym beznadziejnym stanie nie dalam rady nawet pojsc na walking, chociaz bylo cieplo i pieknie swiecilo slonce, i robilam sobie z tego powodu wyrzuty przez reszte dnia. 
Podobnie, jak nie zdazylam pojsc na zakupy spozywcze ani do drogerii, czego efektem byla kolacja weganska, ktora i mezowi i dziecku zdecydowanie nie przypadla do gustu, oraz brudne naczynia w zmywarce. 
Wspolny wieczor rozpoczal sie fiaskiem, i nawet po zjedzeniu na deser calej tabliczki czekolady nie udalo nam sie nijak poprawic atmosfery. A wiec to bzdura z ta czekolada - to, ze poprawia nastroj, to tylko usprawiedliwienie, zeby mozna bylo ja zjesc bez wyrzutow sumienia. 

Kapiel z olejkiem geraniowym w blasku swiec tez niewiele dala, wrecz przeciwnie, zaczelam sie zastanawiac nad ostatnimi filmami, jakie widzialam na Berlinale i doszlam do wniosku, ze nie dane nam jest za zycia zaznac spokoju ducha. 
Wczoraj, we francuskim filmie (Arrette ou je continue), dlugie stazem malzenstwo probowalo jeszcze sie nawzajem podratowac i posklejac stare skorupy ich zwiazku, ale cos im cholera nie wychodzilo i nawet jak sie chcieli napic wspolnie szampana, ona po kapieli, polnaga w przykrotkim reczniku (kiedys to bylo jeszcze sexy, ale dzisiaj nie robi na na nim juz wrazenia - on owinal sie recznikiem do sauny, najlepszym, jaki mieli...), to cholerna butelka pekla w zamrazalniku. Ale nic, probowali dalej, on wyjal zmrozone na lod kawalki trunku i sprobowali posmakowac go jak lodow, ale w jej kawalku bylo szklo, ktore lekko rozcielo jej warge - cholera jasna, jakie to przygnebiajace!  
W ogole caly ten festiwal niby poprawia mi nastroj, bo widze znowi tych pieknych nietuzinkowych ludzi z calego swiata i atmosfera wokol jest bardzo budujaca, ale jednak filmy w czasie pelni zdecydowanie ciagna w dol. Ktos ma rozdwojenie jazni, ktos inny jest fanatykiem i mozg robi z nim, co chce, a inni wcale nie maja skrupulow narazajac zycie innych, bo ich zycie i tak jest do dupy. To w skrocie recenzja tego, co do tej pory widzialam, a czeka mnie jeszcze krecony przez 13 lat amerykanski Boyhood (to w sam dzien pelni) oraz japonski film o zdradzie w czasach kamikadze (to dzien pozniej).Oj, chyba w tym roku przesadzilam z wyborem takiego ambitnego repertuaru... jak to mowi moj maz, za duzo "Chocolat" jest niezdrowe, czasami trzeba obejrzec jakas sieczke dla mas lub cos totalnie durnowatego, takie "Lody na patyku" na przyklad...
Cholera, znowu sie watek czekolady mi tu wkradl. 

Wiec jezeli nie dla ducha, zrobmy cos dla ciala! Jutro ide do sauny, a pozniej na peeling chemiczny, ktory wygladzi mi szyje i dekolt oraz poprawi koloryt twarzy - takie jest bynajmniej teoretyczne zalozenie tego przedsiewziecia, o ktorym na pewno wiecej napisze w nastepnym odcinku lezac tu i luszczac sie... a jak bede sie za bardzo luszczyc lub czerwienic, to odpuszcze sobie te dwa filmy z serii "Chocolat" i przespie ta pelnie. 

Wam zycze sily i pozdrawiam!
M




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz