Czy ja ja juz
pisalam o matce polce? Naiwnej perfekcjonistce, ktora chce uszczesliwic swoja
rodzine kosztem siebie? Nie wiem, ale robie to teraz, pod wplywem impulsu, bo wlasnie
tak sie czuje.
Jestem - jak
wiele z nas - raz bardziej a raz mniej szczesliwa matka i zona i jak jest
gorzej, to powtarzam sobie wciaz, ze to i tak jest najlepszy scenariusz
zyciowy, jaki moglby mi sie przytrafic. Bo dziecko przeciez tak wzbogaca! A jak
ma sie do tego jeszcze meza, ktory tez sie jako tako do obowiazku poczuwa, to
juz wogole wszystko jest cacy!
Jak mozna byloby wogole zdobyc sie nawet na
mysl, ze moze inne scenariusze wcale nie bylyby gorsze – przeciez to jest skrajne
tabu – rodziny do niczego innego porownywac nie wolno! To byloby swietokradztwo
i za jednym zamachem moznaby sie kompletnie wyalienowac z naszego poprawnego i
prorodzinnego spoleczenstwa. Kobieta juz
na kazdym kroku musi sie tlumaczyc, dlaczego ma tylko jedno dziecko – wtedy
jest wygodna egoistka. I do tego pracuje jeszcze tylko na pol etatu, i nie
gotuje codziennie, tylko zamawia w restauracji. Ale na kosmetyczke to ma czas.
Co za egocentryzm.
Kobieta odpowie,
ze kocha dzieci i wlasnie dlatego, sama ma tylko jedno. Bo jej macierzynstwo
nie uskrzydla, ale ja spala – jaka odwaga trzeba sie wykazac, zeby to powiedziec glosno!
Ona chce to dziecko wychowac, a nie wychodowac jak paprotke na parapecie. Chce
mu poswiecic swoja uwage i czas, cos mu przekazac , nauczyc, i to ja totalnie
pochlania! A jak chce sie poczuc soba,
to musi tez pracowac i dawac z siebie wszystko, bo przeciez jest perfekcjonistka!
A potem robi jeszcze zakupy, pranie,
sprzatanie, kolacje i organizuje mila atmosfere.
Maz tez nie ma lekko, coraz
wiecej roboty a po powrocie do domu czekaja go nastepne obowiazki, bo maja
zwiazek partnerski, on tez ma partycypowac w zyciu rodzinnym, z dzieckiem na
zmiane smieci wynosic i pojsc z nim na rower lub cos poczytac, a czasami musi nawet
ugotowac kolacje i tez zorganizowac mila atmosfere.
To jest swiety obrazek rodziny, jaki chce sie miec – sielanka i harmonia na kazdej plaszczyznie.
Ale tak nie zawsze
jest i czasem nachodza nas mysli, zeby to wszystko pieprznac, trzasnac drzwiami
i wyjsc. Co nas wtedy obchodza rodzinne kolacje, czytanki i bycie heroina i westfalka,
ciagle pokladajaca do domowego ogniska. Chcemy chociaz przez chwile byc soba i
dla siebie, posluchac swojej glowy i swojego serca. Raz nie byc perfekcjonistka
i nie zajmowac swoich mysli dobrem bliskich.
Czy to jest skrajny egoizm?
Czy w
takich sytuacjach budzi sie w nas potwor?
Czy krzywdzimy innych, czy moze siebie?
Ale zlosc
wiekszosci z nas kiedys w koncu przechodzi i znowu wracamy do naszej cudnej
sielanki.
Nam dzisiaj poszlo o juz od tygodni planowana wizyte w przyszlej
szkole dziecka – maz zadzwonil godzine przed, ze jednak nie da rady zdazyc, a
dziecko zasnelo mi z emocji w aucie i za
cholere nie dalo sie z niego wyciagnac – caly misterny plan dal w leb i
niewazne, ze ja przestawilam wszystkie swoje terminy, zeby wziac udzial w tej
imprezie....
Piszac to bardzo sie uspokoilam, dziecko polozylo sie przy mnie i cos opowiada, maz dzwoni, ze juz biegnie do domu....
czekam, zeby przekazac mu nasza
pocieche. Ja tymczasem zainstalowalam sie w sypialni, zaraz wrzucam film „The Hours”
i otwieram wino.
Milego weekendu
M
M
