Ale zal mi naprawde starego polskiego WARSu! Jeszcze na poczatku naszego stulecia podroz z Berlina do Warszawy byla cudna przygoda i dla oka i dla podniebienia - chetnie sie wstawalo bladym switem, zeby o 6.50 zasiasc na obitym czerwonym pluszem fotelu przy nakrytym bialym obrusem stoliku w Warsie! W okamgnieniu podbiegal do nas usmiechniety kelner w liberii i z przerzucona nad przegubem serwetka polecal bajeczne sniadanka! Wieczorem w drodze powrotnej na stolikach zapalaly sie czerwone abazury lampek i WARS zamienial sie w bar.
Teraz siedze w warsie nowym, caly ten stary barokowo-buduarowy czar prysl - obrusy zastapiono malymi serwetkami a zamiast pluszowych foteli mamy krzesla z metalu i drewnopodobnej sklejki, siedzenia obito niebieskim niebrudzacym aksamitem, traci wiec najprawdziwsza jadalnia zakladowa..
Ale jednak warto tu usiasc, bo kelner nadal ma na sobie czerwona, juz lekko wysluzona liberie i mimo braku serwetki na przegubie, szybko podbiega do stolika i w swietnym humorze deklamuje dania dnia. Jego kolega w kuchni wlasnie panieruje schabowe w swiezym jajeczku, a z kuchni roztacza sie zachecajacy zapach. Jak cudnie!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz