Nawiazujac do
tematu mojego ostatniego artykulu jestem zmuszona przedstawic meski punkt
widzenia.
Dziwnym (?!) zbiegiem
okolicznosci moj maz ostatnio bardzo naciskal, zebym przeczytala artykul
zamieszczony w pewnym meskim miesieczniku na str. 66.
Traktowal on o kryzysie roli ojca we wspolczesnym spoleczenstwie: co ojciec ma dzisiaj do powiedzenia? Czy jest mieczakiem, ba, a moze nawet kastratem, ktory przewija kupki, odgrzewa papki i robi gugu i gaga? Czy tego oczekuja od nich ich partnerki, a raczej, od kiedy pociecha przyszla na swiat, matki ich dzieci? Czy ojciec wogole jeszcze ma prawo walnac piecsia w stol?
Traktowal on o kryzysie roli ojca we wspolczesnym spoleczenstwie: co ojciec ma dzisiaj do powiedzenia? Czy jest mieczakiem, ba, a moze nawet kastratem, ktory przewija kupki, odgrzewa papki i robi gugu i gaga? Czy tego oczekuja od nich ich partnerki, a raczej, od kiedy pociecha przyszla na swiat, matki ich dzieci? Czy ojciec wogole jeszcze ma prawo walnac piecsia w stol?
Tutejsi politycy i naukowcy probuja co kadencje na nowo jakos zdefiniowac role wspolczesnego ojca. Tocza sie liczne publiczne debaty, a mlode
rodziny eksperymentuja z przeroznymi modelami zaczerpnietymi z tzw. „zycia”,
czyli niezliczonych poradnikow dla rodzicow, telewizji oraz porad lekarzy, psychologow i dobrych rad babc cioc i sasiadow itd.
Im
bardziej wglebiaja sie w problem, tym bardziej sa skolowani, bo co chwile nowe
autorytety obalaja teze aktualnego guru do spraw wychowania i wszystko jest
inaczej.
Pan dr.z artykulu
w magazynie, uznany badacz rodziny, zauwazyl podstawowy problem: w kazdej dyskusji
role ojcow sprowadza sie do odciazenia matek poprzez angazowanie ich w kupki,
zupki i guganie! Wiec tak na prawde nie chodzi tu o ojcostwo, ale znowu o
macierzynstwo!
A przeciez powinno chodzic o to, zeby ojcowie zaangazowani byli
w emocjonalna strone wychowania. Zeby, w idelanym przypadku, uzupelniali
ukladanke, i podczas kiedy matki otaczaja dziecko ochrona i opieka, oni
nadawali calej sprawie kierunek i strukture. Chodzi o to, zeby facet pozostal
facetem, ale nie brutalem, musztrujacym rodzine w nielicznych chwilach, kiedy
jest w domu, ale obecnym i przytomnie myslacym czlonkiem tego organizmu. I
niech konsekwentnie forsuje ustalone metody wychowawcze, niech nawet czasami
walnie piescia w stol, ale niech zbuduje sobie u dziecka autorytet, bo dzieci
potrzebuja autorytetow.
I tu zaczyna sie
problem, bo, niestety w prawie kazdym przypadku mezczyzna jest na cenzurowanym –
matka dziecka niby go zacheca do meskiego podejscia, ale jest obserwowany na
kazdym kroku i jak sytuacja stanie sie podbramkowa, to matka prawie zawsze
bierze strone dziecka. Efekt: wracamy do punktu wyjscia – rodzice dyskutuja sytuacje
w sypialni, ustalaja plan, ale predzej czy pozniej scena znow sie powtarza, bo
matka ze swoim instynktem nie potrafi odpuscic, jest po prostu kontroletti. I
tak raz po raz od nowa, az w koncu facet przestaje sie wtracac i cokolwiek mowic, bo i
po co, jak matka i tak wie lepiej. I to rodzi u naszych tatusiow frustracje,
nie dziwota, prawda? Zaczynaja sie w tym wszystkim gubic, bo tak na prawde brakuje
nam obecnie pozytywnego obrazu nowoczesnego, wspolczesnego ojca!
I tu nasz pan
doktor radzi, zeby panowie jednak zacisneli zeby i nie rezygnowali! Prosze wdac
sie w polemike z partnerka i to nie w celu odreagowania, ale ze wzglad na
dzieci – zeby wyniklo z tego cos pozytywnego! Zgadzam sie w stu procentach! Troche
zakrawa to w prawdzie na zadanie dla supermena, ale ja wierze w naszych
mezczyzn - na wszystko sa rozne punkty
widzenia i trzeba je brac pod uwage i czasami przyjrzec sie sobie z boku.
Dziekuje,
kochanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz