poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Frustracja tatusiow

Nawiazujac do tematu mojego ostatniego artykulu jestem zmuszona przedstawic meski punkt widzenia.

Dziwnym (?!) zbiegiem okolicznosci moj maz ostatnio bardzo naciskal, zebym przeczytala artykul zamieszczony w pewnym meskim miesieczniku na str. 66.
Traktowal on o kryzysie roli ojca we wspolczesnym spoleczenstwie: co ojciec ma dzisiaj do powiedzenia? Czy jest mieczakiem, ba, a moze nawet kastratem, ktory przewija kupki, odgrzewa papki i robi gugu i gaga? Czy tego oczekuja od nich ich partnerki, a raczej, od kiedy pociecha przyszla na swiat, matki ich dzieci? Czy ojciec wogole jeszcze ma prawo walnac piecsia w stol?

Tutejsi politycy i naukowcy probuja co kadencje na nowo jakos zdefiniowac role wspolczesnego ojca. Tocza sie liczne publiczne debaty, a mlode rodziny eksperymentuja z przeroznymi modelami zaczerpnietymi z tzw. „zycia”, czyli niezliczonych poradnikow dla rodzicow, telewizji oraz porad lekarzy, psychologow i dobrych rad babc cioc i sasiadow itd. 
Im bardziej wglebiaja sie w problem, tym bardziej sa skolowani, bo co chwile nowe autorytety obalaja teze aktualnego guru do spraw wychowania i wszystko jest inaczej.

Pan dr.z artykulu w magazynie, uznany badacz rodziny, zauwazyl podstawowy problem: w kazdej dyskusji role ojcow sprowadza sie do odciazenia matek poprzez angazowanie ich w kupki, zupki i guganie! Wiec tak na prawde nie chodzi tu o ojcostwo, ale znowu o macierzynstwo! 
A przeciez powinno chodzic o to, zeby ojcowie zaangazowani byli w emocjonalna strone wychowania. Zeby, w idelanym przypadku, uzupelniali ukladanke, i podczas kiedy matki otaczaja dziecko ochrona i opieka, oni nadawali calej sprawie kierunek i strukture. Chodzi o to, zeby facet pozostal facetem, ale nie brutalem, musztrujacym rodzine w nielicznych chwilach, kiedy jest w domu, ale obecnym i przytomnie myslacym czlonkiem tego organizmu. I niech konsekwentnie forsuje ustalone metody wychowawcze, niech nawet czasami walnie piescia w stol, ale niech zbuduje sobie u dziecka autorytet, bo dzieci potrzebuja autorytetow.

I tu zaczyna sie problem, bo, niestety w prawie kazdym przypadku mezczyzna jest na cenzurowanym – matka dziecka niby go zacheca do meskiego podejscia, ale jest obserwowany na kazdym kroku i jak sytuacja stanie sie podbramkowa, to matka prawie zawsze bierze strone dziecka. Efekt: wracamy do punktu wyjscia – rodzice dyskutuja sytuacje w sypialni, ustalaja plan, ale predzej czy pozniej scena znow sie powtarza, bo matka ze swoim instynktem nie potrafi odpuscic, jest po prostu kontroletti. I tak raz po raz od nowa, az w koncu facet przestaje sie wtracac i cokolwiek mowic, bo i po co, jak matka i tak wie lepiej. I to rodzi u naszych tatusiow frustracje, nie dziwota, prawda? Zaczynaja sie w tym wszystkim gubic, bo tak na prawde brakuje nam obecnie pozytywnego obrazu nowoczesnego, wspolczesnego ojca!  


tu nasz pan doktor radzi, zeby panowie jednak zacisneli zeby i nie rezygnowali! Prosze wdac sie w polemike z partnerka i to nie w celu odreagowania, ale ze wzglad na dzieci – zeby wyniklo z tego cos pozytywnego! Zgadzam sie w stu procentach! Troche zakrawa to w prawdzie na zadanie dla supermena, ale ja wierze w naszych mezczyzn - na wszystko sa  rozne punkty widzenia i trzeba je brac pod uwage i czasami przyjrzec sie sobie z boku. 

Dziekuje, kochanie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz