poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Jak pieknie jest posiadac wlasnosc intelektualna...

...i jak to pieknie brzmi - na prawde z zachwytu nie moge sie skoncentrowac na niczym innym. 

Przez cala sobote robilismy w starej fabryce zdjecia naszych nowo nabytych i odrestaurowanych objektow - trening kreatywny i muskularny w jednym - pozniej radosc z udanych fot i dyskusje nad wyborem, ktore w jakiej kolejnosci wpakowac na strone, ktore nadaja sie na flyer, a ktore mozna przeslac potencjalnym klientom. Dzien super tworczy i spelniajacy.
A juz dzisiaj piewszy efekt wraz z nauczka na przyszlosc - klient pyta, czy moze opublikowac zrobione przez nas zdjecia objektow, ktore od nas kupil na swojej stronie. Hmmm, jestem troche sceptyczna, ale w sumie jak sobie 2 zdjecia "pozyczy", bedzie Ok, kupil u nas juz troche, juz sie troszke znamy i zaczynamy lapac zaufanie, bedzie dobrze! I juz sie prawie zgadzam, ale patrze na jego strone i dostaje niesmacznego deja-vu! On WSZYSTKO od nas przepisal - wszystkie teksty i slogany z naszej strony sa tez i u niego. I na fejsie tez! Mimo, ze mamy jasne regulacje co do Copyright w naszym Impressum.
Od razu dzwonie, a pan sie nawet nie wypiera, bo tu i tam dodal kropki, troche tam przecinkow odjal i troche pozmienial kolejnosc slow w sloganach - tak mu sie podobaly, ze dostal bialej plamy na mozgu i nie mogl wymyslic nic innego. Ale jak chce, to on to usunie, ale tekst na prawde jest udany. Jak dla mnie, to usuwac nie musi, ja mu moge chetnie sprzedac prawa autorskie do tego sloganu i tekstow, jakos na pewno sie dogadamy, a sobie wymysle cos innego. A jak chce zdjecia, to tez bardzo chetnie odstapie Copyright za oplata. A tak wogole, jak czesciej ma takie biale plamy, to ja mu chetnie napisze odpowiedni tekst na strone, o ile nie zatrudnil jeszcze agencji PR ani fotografa.  
O, tego sie pan nie spodziewal, przeprasza, ze sam nie wie, co sobie przy tym myslal, pakujac moja wlasnosc intelektualna na niemoja strone, ale w takim razie, jak mi to przeszkadza, to on natychmiast wszystko usunie ze swojej strony i jeszcze raz bardzo, ale to bardzo przeprasza. Potem dzwonil jeszcze dwa razy, ze juz usunal, i ze na fejsie usunal juz tez. 
A potem trzeci raz, ze tak sobie sprawe przemyslal i chetnie zaplaci, jak wymysle mu jakis slogan:) Naja, jeszcze sie zastanowie.
Na prawde pieknie miec wlasnosc intelektualna! Ale trzeba byc czujnym i na kazdym kroku sprawdzac, czy ktos nie wykorzystuje naszej dobrej woli "zdarma".Przestrzegam wszystkich, rowniez tych, ktorzy w dobrej wierze postuja zdjecia na roznych platformach spolecznosciowych... Ja od tej pory wszedzie bede umieszczac znak wodny z Copyright. A moze Wy to juz wszystko dawno robicie, tylko ja, niedoswiadczona w nowych mediach nagle spadlam na ziemie

Pozdrawiam Was serdecznie


P.S. Dla ostroznosci: Wszelkie prawa do niniejszego tekstu oraz wszystkich innych tekstow udostepnianych na tym blogu zastrzezone. 
  
 
 

piątek, 26 kwietnia 2013

jak wychowac i nie zwariowac?

No i mamy temat do dyskusji, ktory przynajmniej u nas w domu wywolal burze. A zapowiadalo sie bardzo niewinnie. Wczoraj bylam na zebraniu rodzicow w naszym przedszkolu i wymienialam stamtad z mezem smsy o nastepujacej tresci: 

JA: Dzisiaj na zebraniu chaos jak na spotkaniu naszej grupy budowlanej
ON: Dlaczego?
JA: Rodzice sie boja, ze im dzieci bez zabawek umra! W maju zaczyna sie 3-miesieczny projekt "Przedszkole bez zabawek". Ja uwazam, ze fajny, ale duzo ludzi tu sie boi! 
ON: Ja wcale nie uwazam, ze to dobry pomysl. To sa dzieci i one powinny sie bawic, rowniez zabawkami. Nie tylko rozmawiac, pic herbatke i robic projekty.....
JA: (myslalam, ze to ironia): Ooooo, naprawde?
ON: (juz z lekka podirytowany): Co oooooo? I co naprawde? Herbaty i projektow beda mieli dosc w doroslym zyciu 
JA: (zalapalam, ze mowi powaznie) Ooooo. Wyglada na to, ze bedziemy musieli to w domu przedyskutowac. 
ON: Tak!
 
W domu byl ciag dalszy, moj maz jest zdania, ze cialo pedagogiczne i wszystkich "pro projekt" dopadlo zacmienie mozgu, typowo lewacka, poprawna politycznie glupota i do niczego to nie zaprowadzi. Ja uparcie trwam przy swoim, ze nie bedzie tragedii jak trzeba bedzie wymyslic zabawy bez zabawek i dzieci na pewno super sobie z tym poradza. Sa badania, ktore obrazuja, ze dzieci zaczynaja w takich sytuacjach calkowicie inaczej  komunikowac i rozwijaja nowe formy interakcji, czesciej bawia sie w grupie i dlatego lepiej reaguja na konflikty i ucza sie je rozwiazywac. Ale przede wszystim chodzi o rozubdzenie dzieciecej wyobrazni. 
Moj maz nie daje za wygrana, wyciaga fakty historyczne, ze juz w antyku dzieci mialy zabawki, a w tych czasach mamy w zabawkach mnostwo pomocy sprzyjajacych rozwojowi, np. lego rozwija motoryke, wyobraznie, itd. 

Wedlug mnie wcale nie musimy sie zgadzac co do kazdej kwestii wychowawczej. O wiele wazniejsze jest, ze zgadzamy sie co do jednego: ze roznica zdan jest dopuszczalna.


A wy co o tym sadzicie?  
 
Dzieci beda mialy do dyspozycji naturalne materialy - patyki, kamyki, muszelki etc. Zostana tez ksiazki, kredki i papier oraz krzesla i stoly. Wazne, zeby z niczego zrobic cos i puscic wodze fantazji.

Ciesze sie na Wasze komentarze! 
Milego weekendu


 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

W tych pieknych okolicznosciach przyrody

Dziewczyny,
wracajac wczoraj do domu caly czas sobie przypominalam nasze balowe i pobalowe rozmowy i tak mi sie super jechalo, ze nie potrzebowalam ani kawy na pobudzenie ani mantr na uspokojenie - tak wyraznie poczulam, ze jestem tu i teraz, swiadoma kazdej chwili i rzeczy, ktora jest obok - niesamowite, jak to nasze spotkanie wpompowalo w nas energie!

Juz kiedys chyba pisalam, ze bedac ostatnio w malej balkanskiej restauracyjce w Pradze zaobserwowalam grupke bardzo interesujacych kobiet, ktore spotkaly sie w tej restauracji i to spotkanie otaczala jakas niesamowicie pozytywna aura. Kazda z tych kobiet byla inna, ale kazda w inny sposob zwracala na siebie uwage, zupelnie nieswadomie, swoim wygladem, jakims gestem - nie slyszalam, o czym mowia, to bylo tak, jakbym ogladala je zza szyby, ale czulo sie, ze one chca i lubia razem przebywac i ze kazda ma swoj wlasny swiat, ale w tym momencie w tej restauracji te wszystkie swiaty sie przenikaja i kobiety te maja ze soba mnostwo wspolnego, mnostwo tematow, planow, moze jakies wspolne projekty, pomysly. 
I tak je obserwujac pomyslalam o nas, jak to dobrze, ze sie spotkalysmy. I mam nadzieje, ze nadal bedziemy czerpac z tych naszych spotkan i pisan.
Tak jak i Aga, ktora to pieknie w swoim mailu ujela - dziekuje Wam! 

P.S. zauwazylyscie, jak w ciagu weekendu obudzila sie przyroda? Jeszcze w piatek bylo szaroburo, a dzisiaj wszedzie kwitna forsycje, jablonie i wisnie a trawniki zaczynaja sie zielenic - cudnie. 

Sciskam Was cieplo
 

czwartek, 18 kwietnia 2013

Mistrz Maryjan i inne zjawy



Hej dziewczyny,

chyba dosiegla mnie klatwa Sybilli, greckich Pytii oraz wszystkich polskich jasnowidzow i bioenergoterapeutow – z mistrzem Maryjanem wlacznie.
Piekna pogoda nam sie wreszcie zrobila, a z nia przyszly pozytywne mysli i rzeczy – najpierw zadzwonil do mnie „lowca glow”, z ktorym sie juz przez telefon niezle rozumialam, a po spotkaniu bylam jeszcze bardziej zadowolona. Pozniej zadzwonil Zollfahndungsamt, ze wzieli mnie na liste tlumaczy. No i  w koncu w przyplywie weny zaczelam wymyslac moja autorska kolekcje mebli retro pasujacych do industrialnego szyku mebli, ktore restauruje moj maz. Juz mi sie wydawalo, ze zle emocje odplynely w sina dal jak zeszloroczny snieg. Przez ostatnie dwa dni restaurowalam stare krzesla i rozmyslalam, jak to mi jest super, ze jeszcze moge robic, co chce. Wieczorkiem bylismy na kolacji w tajskiej knajpce i siedzielismy w ogrodku na dworze – pysznie i pieknie! I caly czas sie w myslach ciesze na nasze spotkanie w ten weekend.
Az tu nagle  BIG BANG  - wczoraj budze sie z bolem glowy i gardla, moje dziecko prawie stracilo glos i kaszle jak stary odkurzacz, ale jeszcze sie staramy sie oszukac los i udawac, ze wszystko da sie szybko doprowadzic do porzadku – w ruch ida imbir, cytryna i miod plus dla dziecka sok z czarnego bzu. Na mnie dziala, dziecko tez ok, nie ma temperatury wiec do przedszkola. Ale radosc byla krotka – znowu goraczka, wiec wizyta u lekarza i infekcja wirusowa – cholera jasna – 5 tygodni temu bylo zapalenie pluc – to juz chyba wystarczy! Znowu siedzimy w domu - na dworze lato, a my ogladamy stare zdjecia, biedny synek zmaga sie z goraczka, a jak mu przechodzi i lepiej sie poczuje,  to ciagle pyta daczego nie moze jeszcze wyjsc na rower...  
Znowu dzwoni Zoll, tym razem z robota - czy przyjde na tlumaczenie? – nie cholera, nie dam rady bo mam chore dziecko i sama tez ledwo zipie – pieknie, nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze do mnie zadzwonia. W Polsce mam jutro rozne terminy, nie dam rady dojechac, wszystko musze poprzesuwac. Co za cholerny pech – to co, jednak mam uwierzyc w ta pechowa trzynastke?  A moze ja ta swoja wiare-niewiare w zle bostwa lub w zla energie inwestuje? Medytuje sobie przy mantrach, odprezam sie przy jodze, ale w przedpokoju i krzyz wisi i inkomu nie przeszkadza ale i tez nikt tu go nie czci i sie do Syna Bozego z zadna prosba nie zwraca – a moze to jest blad? Swieczke duszom naszych mam zapalam – ale moze dusze nie kraza nad nami i to wszystko na nic? CO WY O TYM MYSLICIE? Na prawde trudne sa zmagania z losem i oparznoscia, szczegolnie jak zle sie dzieje.
 
Moja kolezanka (pragmatyczna moglaby byc z racji zawodu, bo jest lekarzem) ma pewnego rodzaju jasnowidzenia – podobno jest to u niej rodzinne, bo jej mama, tez lekarz, tez to ma, czyli juz prawie genetycznie uwarunkowane, a to sie jak najbardziej da wytlumaczyc naukowo, wiec znowu juz do medycyny pasuje. Ona czasami wie, co sie zaraz stanie, tak jakby widziala nastepny krok, ma takie deja-vu, ale nie potrafi wplywac ani na to, kiedy jej sie to jawi, ani zmienic biegu zdarzen. Dotyczy to tez tylko malych wycinkow czasowych, a ona jest w tym momencie swojego zycia troszke w dupie i chcialaby wiedziec wiecej o tym, jak sobie z tym poradzic i co bedzie dalej. Najpierw idzie pragmatycznie i naukowo do psychiatry. Ten diagnozuje zalamanie nerwowe i daje zolte zwolnienie i valium, ale zadnej terapii. Idzie wiec do polskiej jasnowidzki-bioenergoterapeutki , ta mowi, ze niedlugo z tej dupy wyjdzie, a jest w niej, bo teraz spotkala demony z poprzedniego zycia i one wlasnie sie rozliczaja. Problem w tym, ze ona nie wierzy ani w reinkarnacje, a valium nie lyka. Ale u niej cuda zdzialac moze wiara w cos w rodzaju pola magnetycznego, ktore wytwarzane jest w niektorych regionach naszej planety przez wzmozone przyciaganie ziemskie (o ile dobrze zrozumialam, bo sprawa jest dosc skomplikowana). Pani doktor wsiada wiec w samolot i leci do Egiptu , bo tam to pole dziala na nia tak, ze doznaje oczyszczenia energetycznego calej otaczajacej ja aury.
Kto nie ma takiego daru lub mozliwosci, musi sobie radzic inaczej – na przyklad niejaki „Mistrz Maryjan” oferuje terapie nastawien polegajaca na tym, ze mozna wybrac sobie sposrod calego wachlarza temacik nastawien, n.p. zwiazki, pieniadze, seks, zycie bez bolu zebow itd.  i pojsc na seansik do mistrza, ktory odczaruje mary i zjawy i nastawi pacjenta na dany temat tak skutecznie, ze az bedzie chcialo mu sie przyjsc po raz drugi i wyprobowac inny temat. A Mistrzu obrasta w tluszczyk jak chinski Budda. Brawo!

Rozne cuda ludzie wymyslaja, ale najlepiej chyba byc szczerym wobec samego siebie i robic to, z czym sie dobrze czujemy. Prosze Was zatem, odczarujcie i odgoncie ode mnie te klatwy wszystkimi mozliwymi Wam sposobami. Moja inna kolezanka Mia ma na przyklad co roku depresje, zawsze o tej samej porze, i super sobie z tym radzi. A jak?
Opowiem Wam w sobote bo NA NASZ BAL NA PEWNO DOTRE!
Sciskam Was mocno!
M