No i mamy temat do dyskusji, ktory przynajmniej u nas w domu wywolal burze. A zapowiadalo sie bardzo niewinnie. Wczoraj bylam na zebraniu rodzicow w naszym przedszkolu i wymienialam stamtad z mezem smsy o nastepujacej tresci:
JA: Dzisiaj na zebraniu chaos jak na spotkaniu naszej grupy budowlanej
ON: Dlaczego?
JA: Rodzice sie boja, ze im dzieci bez zabawek umra! W maju zaczyna sie 3-miesieczny projekt "Przedszkole bez zabawek". Ja uwazam, ze fajny, ale duzo ludzi tu sie boi!
ON: Ja wcale nie uwazam, ze to dobry pomysl. To sa dzieci i one powinny sie bawic, rowniez zabawkami. Nie tylko rozmawiac, pic herbatke i robic projekty.....
JA: (myslalam, ze to ironia): Ooooo, naprawde?
ON: (juz z lekka podirytowany): Co oooooo? I co naprawde? Herbaty i projektow beda mieli dosc w doroslym zyciu
JA: (zalapalam, ze mowi powaznie) Ooooo. Wyglada na to, ze bedziemy musieli to w domu przedyskutowac.
ON: Tak!
W domu byl ciag dalszy, moj maz jest zdania, ze cialo pedagogiczne i wszystkich "pro projekt" dopadlo zacmienie mozgu, typowo lewacka, poprawna politycznie glupota i do niczego to nie zaprowadzi. Ja uparcie trwam przy swoim, ze nie bedzie tragedii jak trzeba bedzie wymyslic zabawy bez zabawek i dzieci na pewno super sobie z tym poradza. Sa badania, ktore obrazuja, ze dzieci zaczynaja w takich sytuacjach calkowicie inaczej komunikowac i rozwijaja nowe formy interakcji, czesciej bawia sie w grupie i dlatego lepiej reaguja na konflikty i ucza sie je rozwiazywac. Ale przede wszystim chodzi o rozubdzenie dzieciecej wyobrazni.
Moj maz nie daje za wygrana, wyciaga fakty historyczne, ze juz w antyku dzieci mialy zabawki, a w tych czasach mamy w zabawkach mnostwo pomocy sprzyjajacych rozwojowi, np. lego rozwija motoryke, wyobraznie, itd.
Wedlug mnie wcale nie musimy sie zgadzac co do kazdej kwestii wychowawczej. O wiele wazniejsze jest, ze zgadzamy sie co do jednego: ze roznica zdan jest dopuszczalna.
A wy co o tym sadzicie?
Dzieci beda mialy do dyspozycji naturalne materialy - patyki, kamyki, muszelki etc. Zostana tez ksiazki, kredki i papier oraz krzesla i stoly. Wazne, zeby z niczego zrobic cos i puscic wodze fantazji.
Ciesze sie na Wasze komentarze!
Milego weekendu
M
To cos na ksztalt filozofii z przeszkola Montessori. Zero komercji - bardzo ciekawa sprawa, wymagajaca przede wszystkim od przedszkolanek kreatywnosci. Popieram! Zwyklymi zabawkami kazde dziecko moze bawic sie w domu, a w przedszkolu powinno rozwijac wiezi spoleczne, uczyc sie zachowan/interakcji w grupie.
OdpowiedzUsuńNiestety nie pamiętam wiele z dzieciństwa. Mam dosłownie kilka przebłysków z okresu przedszkolnego. Klasy 1-3 pamiętam też tylko z kilku sytuacji. Późniejsze okresy już troszkę lepiej, ale ciągle nie tak dobrze, jak moi rówieśnicy, którzy przypominają mi raz po raz jakieś zdarzenia klasowe czy podwórkowe, czym wywołują u mnie wielkie oczy. Ale do rzeczy. Nie przypominam sobie moich zabawek prawie w ogóle. Zostały mi w głowie 2: kuchnia z akcesoriami i jakaś lalka, którą się z kuzynką bawiłam w ciotki. Ale za to pamiętam z detalami spacery po łąkach z koleżankami z bloku, ze starszą kuzynką, która opowiadała o wszystkim, co ważne, z którą jadałam szczaw, zbierałam kwiaty. Oczyma wyobraźni widzę całe dnie spędzone w lesie na podchodach. A miejsca widoczków starannie tworzonych pod ziemią, skrywanych mocno, pamiętam do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńDzisiejsza młodzież musi być zachęcana nawet do gry w piłkę na boisku. Najchętniej spotkaliby się w necie na nierealnej planszy gier i planowali strategiczne kroki walki.
Myślę, że nie ma nic ważniejszego niż rozmowa. Ona jest niezbędna, żeby wychować mądre, tolerancyjne społeczeństwo.
Aga
Dzieki dziewczyny, w pelni podzielam Wasze zdanie - je tez z dziecinstwa najlepiej pamietam zabawy na dworze w chowanego, jakies grupowe zawody, kopanie zrodelka w parku i niezapomniane sekretne widoczki z platkow kwiatow i "zlotku" po cukierkach :)
OdpowiedzUsuńI dziekuje za ozywienie bloga Waszymi komentarami - PIONIERKI!!!
Dobrej, spokojnej niedzieli!
M
Tak, tak, tak
OdpowiedzUsuńJa – wcale nie z pobudek feministycznych – podzielam Twoje zdanie! Przesyt ilościowo-jakościowy zabawek nie robi dobrze dla wyobraźni i kreatywności naszych dzieci. Tylko wtedy, gdy nam czegoś brakuje wytężamy muskuły naszego mózgu i wymyślamy, kombinujemy jak coś zrobić z niczego. A to przekłada się na nasze całe życie – nie ma nic gorszego, niż żądanie podania wszystkiego na tacy, bo inaczej się nie da. I jestem zdania, że świat ciągle się zmienia i nasze dzieci nie mogą być w tyle, ale są też kompromisy , tj. dni z zabawkami i bez. A szara strona tego ideału? Mam święty spokój, gdy moje szczęście czymś się bawi (i często jest to plastikowe made in China badziewie), a ja mogę oddać się w spokoju swoim pasjom: sprzątanie, pranie i tego rodzaju podobne hobby :|. Ale, dziewczyny, ważne mieć ideały, prawda?! :)