Hej dziewczyny,
chyba dosiegla
mnie klatwa Sybilli, greckich Pytii oraz wszystkich polskich jasnowidzow i bioenergoterapeutow
– z mistrzem Maryjanem wlacznie.
Piekna pogoda nam
sie wreszcie zrobila, a z nia przyszly pozytywne mysli i rzeczy – najpierw zadzwonil
do mnie „lowca glow”, z ktorym sie juz przez telefon niezle rozumialam, a po
spotkaniu bylam jeszcze bardziej zadowolona. Pozniej zadzwonil
Zollfahndungsamt, ze wzieli mnie na liste tlumaczy. No i w koncu w przyplywie weny zaczelam wymyslac
moja autorska kolekcje mebli retro pasujacych do industrialnego szyku mebli,
ktore restauruje moj maz. Juz mi sie wydawalo, ze zle emocje odplynely w sina
dal jak zeszloroczny snieg. Przez ostatnie dwa dni restaurowalam stare krzesla
i rozmyslalam, jak to mi jest super, ze jeszcze moge robic, co chce. Wieczorkiem
bylismy na kolacji w tajskiej knajpce i siedzielismy w ogrodku na dworze – pysznie
i pieknie! I caly czas sie w myslach ciesze na nasze spotkanie w ten weekend.
Az tu nagle BIG BANG - wczoraj budze sie z bolem glowy i gardla,
moje dziecko prawie stracilo glos i kaszle jak stary odkurzacz, ale jeszcze sie
staramy sie oszukac los i udawac, ze wszystko da sie szybko doprowadzic do
porzadku – w ruch ida imbir, cytryna i miod plus dla dziecka sok z czarnego bzu.
Na mnie dziala, dziecko tez ok, nie ma temperatury wiec do przedszkola. Ale
radosc byla krotka – znowu goraczka, wiec wizyta u lekarza i infekcja wirusowa –
cholera jasna – 5 tygodni temu bylo zapalenie pluc – to juz chyba wystarczy! Znowu
siedzimy w domu - na dworze lato, a my ogladamy stare zdjecia, biedny synek
zmaga sie z goraczka, a jak mu przechodzi i lepiej sie poczuje, to ciagle pyta daczego nie moze jeszcze wyjsc
na rower...
Znowu dzwoni Zoll,
tym razem z robota - czy przyjde na tlumaczenie? – nie cholera, nie dam rady bo
mam chore dziecko i sama tez ledwo zipie – pieknie, nie wiem, czy kiedykolwiek
jeszcze do mnie zadzwonia. W Polsce mam
jutro rozne terminy, nie dam rady dojechac, wszystko musze poprzesuwac. Co za
cholerny pech – to co, jednak mam uwierzyc w ta pechowa trzynastke? A moze ja ta swoja wiare-niewiare w zle bostwa
lub w zla energie inwestuje? Medytuje sobie przy mantrach, odprezam sie przy jodze,
ale w przedpokoju i krzyz wisi i inkomu nie przeszkadza ale i tez nikt tu go
nie czci i sie do Syna Bozego z zadna prosba nie zwraca – a moze to jest blad?
Swieczke duszom naszych mam zapalam – ale moze dusze nie kraza nad nami i to
wszystko na nic? CO WY O TYM MYSLICIE? Na prawde trudne sa zmagania z losem i
oparznoscia, szczegolnie jak zle sie dzieje.
Moja kolezanka (pragmatyczna
moglaby byc z racji zawodu, bo jest lekarzem) ma pewnego rodzaju jasnowidzenia –
podobno jest to u niej rodzinne, bo jej mama, tez lekarz, tez to ma, czyli juz
prawie genetycznie uwarunkowane, a to sie jak najbardziej da wytlumaczyc
naukowo, wiec znowu juz do medycyny pasuje. Ona czasami wie, co sie zaraz
stanie, tak jakby widziala nastepny krok, ma takie deja-vu, ale nie potrafi
wplywac ani na to, kiedy jej sie to jawi, ani zmienic biegu zdarzen. Dotyczy to
tez tylko malych wycinkow czasowych, a ona jest w tym momencie swojego zycia
troszke w dupie i chcialaby wiedziec wiecej o tym, jak sobie z tym poradzic i co
bedzie dalej. Najpierw idzie pragmatycznie i naukowo do psychiatry. Ten diagnozuje
zalamanie nerwowe i daje zolte zwolnienie i valium, ale zadnej terapii. Idzie
wiec do polskiej jasnowidzki-bioenergoterapeutki , ta mowi, ze niedlugo z tej
dupy wyjdzie, a jest w niej, bo teraz spotkala demony z poprzedniego zycia i
one wlasnie sie rozliczaja. Problem w tym, ze ona nie wierzy ani w
reinkarnacje, a valium nie lyka. Ale u niej cuda zdzialac moze wiara w cos w
rodzaju pola magnetycznego, ktore wytwarzane jest w niektorych regionach naszej
planety przez wzmozone przyciaganie ziemskie (o ile dobrze zrozumialam, bo
sprawa jest dosc skomplikowana). Pani doktor wsiada wiec w samolot i leci do
Egiptu , bo tam to pole dziala na nia tak, ze doznaje oczyszczenia
energetycznego calej otaczajacej ja aury.
Kto nie ma
takiego daru lub mozliwosci, musi sobie radzic inaczej – na przyklad niejaki „Mistrz
Maryjan” oferuje terapie nastawien polegajaca na tym, ze mozna wybrac sobie
sposrod calego wachlarza temacik nastawien, n.p. zwiazki, pieniadze, seks, zycie
bez bolu zebow itd. i pojsc na seansik
do mistrza, ktory odczaruje mary i zjawy i nastawi pacjenta na dany temat tak
skutecznie, ze az bedzie chcialo mu sie przyjsc po raz drugi i wyprobowac inny
temat. A Mistrzu obrasta w tluszczyk jak chinski Budda. Brawo!
Rozne cuda ludzie
wymyslaja, ale najlepiej chyba byc szczerym wobec samego siebie i robic to, z
czym sie dobrze czujemy. Prosze Was zatem,
odczarujcie i odgoncie ode mnie te klatwy wszystkimi mozliwymi Wam sposobami. Moja inna kolezanka Mia ma na przyklad co roku
depresje, zawsze o tej samej porze, i super sobie z tym radzi. A jak?
Opowiem Wam w
sobote bo NA NASZ BAL NA PEWNO DOTRE!
Sciskam Was
mocno!
M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz