Przezycia dzisiejszego dnia sklonily
mnie znowu do refleksji nad zyciem i tym wszystkim, co w nim
wartosciowe. Znowi zlapapalam sie na tym durnym przyzwyczajeniu, ze
chociaz niby nic nie musze, to ciagle jestem w biegu, spiesze sie i sama
sie nakrecam.
Od razu przypomniala mi sie nasza podroz poslubna do Wloch - wszyscy ludzie dookola byli w swietnych nastrojach, my tez, ale roznilismy sie od nich bardzo, bo chodzilismy wszedzie jakies trzy razy szybciej niz inni. Jak to zauwazylismy, to po raz pierwszy zdalismy sobie sprawe, ze ten bieg jest bez sensu. Ale to bylo dawno temu i za malo, zeby nas zmienic...
Dzisiaj przestraszylam sie na maksa - dzien jak codzien, a nawet lepszy, bo slonce swieci - nareszcie! Zeby troche sie podbudowac po ostatnich dniach na bombie zegarowej jade sobie na zakupy - totalnie wyluzowana. Jest ok. Ide jeszcze na ulubiony turecki targ, kupuje sok z granata i zaczyna mi sie nagle robic przed oczami ciemno - tak z sekundy na sekunde. Opieram sie o stoisko z sokiem, przekupka w chuscie zaniepokojona cos do mnie mowi po turecku i kaze pic ten sok, wypijam duszkiem, potem woda. Jest jakby troche lepiej, ale nadal czuje mrowienie na calym ciele, a moje wlosy czuje tak, jakby odstawaly mi z 5 mm od skory glowy. Maz przekupki podaje mi krzeslo, czuje sie jak staruszka. Siadam i rozgladam sie wokolo, jakbym ogladala swiat przez szybe - tych wszystkich przechodzacych, smiejacych sie i spiewajacych ludzi - jest piekny dzien w cudnym miejscu, a ja jestem w jakims innym wymiarze. Siedze tak dobry kwadrans i widze po prawej stragany. Po lewej jakis koles usiadl z gitara i cos spiewa, nie bardzo wiem, co, ale chyba dobrze, bo zebral juz ladna widownie:

Ok, troche mi sie polepsza, moge cyknac to zdjecie i bez wiekszych obaw isc dalej - dziekuje tym przemilym Turkom i na droge dostaje jeszcze kubek soku z pomaranczy. Po drodze mijam apteke, wchodze i prosze o zmierzenie cisnienia. Wynik 156/86! I ja juz czuje sie lepiej, wiec nawet nie chce myslec o tym, ile musialam miec tam na targu. Moje normalne cisnienie to max. 120/80.
Ide i jade powoli, docieram do galerii a przez glowe przewija mi sie 1000 mysli i ogarnia mnie strach tak wielki, ze nie moge sie na niczym skoncentrowac. Siedze troche w fotelu z glowa odchylona do tylu i zamknietymi oczami i probuje medytowac, ale wydaje mi sie, ze nie moge nabrac wdechu. Boje sie.
Nie wiem, ile tak siedze, stracilam poczucie czasu. Nagle slysze grzmot - jeden, drugi - i straszny halas - otwieram oczy a na zewnatrz burza i deszcz i grad jak ziarna grochu bije o szyby. Nagle cale cisnienie w glowie opada - jeszcze mnie troche boli, ide do kafejki obok, zeby ktos mial mnie na oku, jakby znowu mialo byc gorzej. Dziewczyna z kafejki poleca napar ze swiezej miety z cytryna i miodem - ambrozja.
Siedze w tej kafejce i obiecuje sobie, ze juz od jutra wracam do bardziej aktywnego trybu zycia. Jogging i yoga na pewno dobrze wplyna na moje krazenie, pojde tez na wyniki i juz nie bede sie denerwowac glupotami.
Tak na prawde dzisiaj po raz pierwszy w zyciu zdalam sobie sprawe, ze nie mam juz 23 lat, tylko 40che na karku. Az tyle! Ale z drugiej strony tez tylko tyle, dlatego od teraz zrobie wszystko, zeby takie przygody juz mi sie nie zdarzaly.
Zycze Wam milego weekendu i zegnam sie piosenka Laid Back - tytulowa :)
M
http://www.youtube.com/watch?v=ymdssZOAx3Q
