piątek, 31 maja 2013

Slow down, relax, take it easy


Przezycia dzisiejszego dnia sklonily mnie znowu do refleksji nad zyciem i tym wszystkim, co w nim wartosciowe. Znowi zlapapalam sie na tym durnym przyzwyczajeniu, ze chociaz niby nic nie musze, to ciagle jestem w biegu, spiesze sie i sama sie nakrecam. 
Od razu przypomniala mi sie nasza podroz poslubna do Wloch - wszyscy ludzie dookola byli w swietnych nastrojach, my tez, ale roznilismy sie od nich bardzo, bo chodzilismy wszedzie jakies trzy razy szybciej niz inni. Jak to zauwazylismy, to po raz pierwszy zdalismy sobie sprawe, ze ten bieg jest bez sensu. Ale to bylo dawno temu i za malo, zeby nas zmienic... 

Dzisiaj przestraszylam sie na maksa - dzien jak codzien, a nawet lepszy, bo slonce swieci - nareszcie! Zeby troche sie podbudowac po ostatnich dniach na bombie zegarowej jade sobie na zakupy - totalnie wyluzowana. Jest ok. Ide jeszcze na ulubiony turecki targ, kupuje sok z granata i zaczyna mi sie nagle robic przed oczami ciemno - tak z sekundy na sekunde. Opieram sie o stoisko z sokiem, przekupka w chuscie zaniepokojona cos do mnie mowi po turecku i kaze pic ten sok, wypijam duszkiem, potem woda. Jest jakby troche lepiej, ale nadal czuje mrowienie na calym ciele, a moje wlosy czuje tak, jakby odstawaly mi z 5 mm od skory glowy. Maz przekupki podaje mi krzeslo, czuje sie jak staruszka. Siadam i rozgladam sie wokolo, jakbym ogladala swiat przez szybe - tych wszystkich przechodzacych, smiejacych sie i spiewajacych ludzi - jest piekny dzien w cudnym miejscu, a ja jestem w jakims innym wymiarze. Siedze tak dobry kwadrans i widze po prawej stragany. Po lewej jakis koles usiadl z gitara i cos spiewa, nie bardzo wiem, co, ale chyba dobrze, bo zebral juz ladna widownie:




Ok, troche mi sie polepsza, moge cyknac to zdjecie i bez wiekszych obaw isc dalej - dziekuje tym przemilym Turkom i na droge dostaje jeszcze kubek soku z pomaranczy. Po drodze mijam apteke, wchodze i prosze o zmierzenie cisnienia. Wynik 156/86! I ja juz czuje sie lepiej, wiec nawet nie chce myslec o tym, ile musialam miec tam na targu. Moje normalne cisnienie to max. 120/80. 
Ide i jade powoli, docieram do galerii a przez glowe przewija mi sie 1000 mysli i ogarnia mnie strach tak wielki, ze nie moge sie na niczym skoncentrowac. Siedze troche w fotelu z glowa odchylona do tylu i zamknietymi oczami i probuje medytowac, ale wydaje mi sie, ze nie moge nabrac wdechu. Boje sie. 

Nie wiem, ile tak siedze, stracilam poczucie czasu. Nagle slysze grzmot - jeden, drugi - i straszny halas - otwieram oczy a na zewnatrz burza i deszcz i grad jak ziarna grochu bije o szyby. Nagle cale cisnienie w glowie opada - jeszcze mnie troche boli, ide do kafejki obok, zeby ktos mial mnie na oku, jakby znowu mialo byc gorzej. Dziewczyna z kafejki poleca napar ze swiezej miety z cytryna i miodem - ambrozja.



Siedze w tej kafejce i obiecuje sobie, ze juz od jutra wracam do bardziej aktywnego trybu zycia. Jogging i yoga na pewno dobrze wplyna na moje krazenie, pojde tez na wyniki i juz nie bede sie denerwowac glupotami. 
Tak na prawde dzisiaj po raz pierwszy w zyciu zdalam sobie sprawe, ze nie mam juz 23 lat, tylko 40che na karku. Az tyle! Ale z drugiej strony tez tylko tyle, dlatego od teraz zrobie wszystko, zeby takie przygody juz mi sie nie zdarzaly. 

Zycze Wam milego weekendu i zegnam sie piosenka Laid Back - tytulowa :) 
M

http://www.youtube.com/watch?v=ymdssZOAx3Q


środa, 29 maja 2013

"Zarcie"

Ja bardzo przepraszam, ale czy zawsze musimy pisac o jedzeniu? 
Jak wszyscy wiemy, jestem bardzo nowa w spolecznosci bloggerow i bardzo zielona w calej tej materii. Dzisiaj mam tez gorszy dzien - moj organizm przestal juz tolerowac ciagnace sie od dobrych kilku dni preludium do lata - deszcz, burza z piorunami, gradobicie, wichura, znowu deszcz, szarzyzna, dwie minuty slonca - i apiac od nowa. Juz mi nic nie pomaga, niedoswietlona jestem, chociaz siedze tu pod zarowka przemyslowa o mocy 250 W.




Swiece tez zapalilam i ogrzewam sie nad nimi jak rapperzy w nowojorskm gettcie nad plonacym smietnikiem. Popijam imbirowe antidotum na stres, a w domu naswietlam sie lampa emitujaca dzienne swiatlo, ale tez nie dziala - od kilku dni siedze na tykajacej bombie.

Zaczelam szperac w internecie, zeby troche sie podedukowac, co inni blogerzy lifestylowi tak sobie pisza, moze znajde cos ciekawego do skomentowania i zaprzyjaznie sie z jakims innym blogiem, pomyslalam. 
Jednak dzisiaj to sie juz na pewno nie uda. Kazdy blog, ktory dzisiaj znalazlam az trzeszczy w szwach od przepisow na rozne desery, ciasta, pizze i foccacie, przystaweczki, drineczki itp. Az mi sie niedobrze zrobilo - to co, tylko o "zarciu" mamy cos do powiedzenia? 
Ja na prawde mam wiele szacunku do ludzi, ktorzy pasjonuja sie kuchnia i ktorzy potrafia dobrze ugotowac lub lub upiec lub jedno i drugie. Lubie dobra kuchnie i uwielbiam, jak mi maz cos dobrego ugotuje, albo jak wyjdziemy do jakiejs fajnej restauracji - w ogole tez lubie jesc u innych i zapraszac na kolacje do domu. Ale zeby to bylo dla mnie godne publikacji, audycji lub wielogodzinnych dyskusji na kolacji u przyjaciol, to nie - stanowczo NIE! I wybaczcie, ale zwalczam ten trend wynoszenia kuchni i kucharzy do rangi sztuki i artystow - bez przesady!
Dobra kuchnia jest dla mnie elementem tworzacym atmosfere spotkania - tylko tyle i az tyle. Pyszne jedzenie wyzwala endorfiny i ten pozytywny efekt musimy wykorzystac do dyskusji na inne tematy niz to jak przyzadzilismy carpaccio z lososia - nie uwazacie?

Ja wiem, ze ten wpis bedzie niepopularny, ale mimo wszystko prosze, sprobujcie mi wyjasnic dlaczego, jezeli czujecie inaczej w tym temacie.

I prosze, jezeli znacie jakies ciekawe blogi, gdzie nie ma jedzenia, to podeslijcie mnie, rozczarowanej. 




piątek, 24 maja 2013

Beyond - drugie slowo na niedziele



Kreatywne otoczenie wplywa na moja kreatywnosc, dlatego juz po raz trzeci w tym tygodniu zameczam Was moim tekstem, a komentarzy nic a nic... kliknijcie chociaz pod tekstem, czy byl cool czy beee, zebym wiedziala przynajmniej, ze nie pisze sobie amuzo...... A propos amuzo – pamietacie z liceum taki wiersz mlodopolski:

Muzo, natchniuzo
Tak Ci koncowkuje
Z nieopisaniowosci
Natresc mi osci i uzo

Kto go napisal? Chyba Miron Bialoszewski?  

U nas na ulicy wlasnie dzieje sie jakas dziwna rzecz – w czarnych strojach ida trebacze z puzonami, klarnetami, saksofonami i innymi trabami i graja jakis marsz zalobny, niektorzy niosa kwiaty – tylko trupa brak! Mowie Wam – jest to calkowicie odjechane miejsce! Odkrylam tu taka fajna knajpke, ktora robi pyszne placki prowansalskie i gdzie mozna napic sie przy barze espresso za 1 EUR – jak w bella Italia! A knajpka pelna jest hipsterow – wszysca mowia po angielsku  - urywki podsluchanych rozmow:
- You know, I was there and everyone was there , Sofia Copolla was there and other guys
-   - I saw the last Rambo and I did not like it at all, what a shame
-   - They do great films there, I just love it

Dzisiaj mam duzo przemyslen na temat Italii oraz na temat angielskiego.

Tu jest pelno Wlochow, otwieraja jedna knajpke za druga i ten ich piekny i melodyjny jezyk slyszy sie, obok hiszpanskiego i tureckiego oraz angielskiego, na kazdym kroku.  Od razu robi mi sie cieplo na sercu i duszy. Daga wie na pewno, o czym mowie ... 
I na dodatek jeszcze za namowa Marzenki skusilam sie na kupno Harpers Bazaar i przeczytalam piekny wywiad z piekna kobieta Monica Belluci, ktora mowi, ze mamy obowiazek byc szczesliwi: 
„Wierze, ze kazdy z nas ma na Ziemi swoja misje, konkretne zadanie do wypelnienia. A nasz glowny cel to bycie szczesliwym” – pieknie to, prawda? Z tym mottem trzeba zyc!

Ale angielski tez jest piekny i ma najwiekszy zasob slow ze wszystkich nowozytnych jezykow. Dlatego da sie nim wyrazic tak wiele. Ja juz od dawna sie zastanawiam, jak przelozyc na nasze znaczenie slowa „beyond”. I nie udaje mi sie znalezc nic, co by oddawalo sens. A jak to pieknie brzmi w mantrze! Przesylam Wam tekst po angielsku – jako „slowo na niedziele
Milego weekendu!
 

Nothing lasts forever
No one lives forever
A flower that fades and dies
Winter passes and spring comes
Embrace the cycle of life
That is the greatest love

Go beyond fear
Beyond fear takes you into the place where love grows
And you refuse to follow the impulses
Of fear, anger and revenge
Beyond means to feel yourself

Start every day singing like the birds
Singing takes you beyond

We need a repeated discipline
A genuine training
To let go our old habits of mind
And to find and sustain the new way of seeing
Go beyond the rights and the wrongs
Prayer clears the head
And brings back peace to the soul

Go beyond to feel the oneness of the unity
Singing takes you beyond

We are all the same
Look in to find the way to the source
To the one to the only one
Go beyond revenge
Greatest moment in our lives is
when we allow us to teach each other

Go beyond to feel the oneness of the unity
Singing takes you beyond

Take the journey inside of you
To become quiet to hear the beyond
To become patient to receive the beyond
To become opened to invite the beyond
And be grateful to allow the beyond
Be in the present moment to live in the beyond
Start every day singing like the birds
Singing takes you beyond

What does love have to do with it?
Love grows when you trust
When you trust love heals and renews
Love inspires and empowers us  to do great things
And makes us a better person to love
Love makes us feel save and brings us closer to God
When you go beyond
Is where you find true love
Keep singing
Singing takes you beyond
Beyond, beyond, beyond.

środa, 22 maja 2013

Pogoda barowa

Dziewczyny,

pozdrawiam Was barrrdzooo cieplo szczekajac zebami z zimna, bo powrocilo ono do nas jak jakas fatamorgana. Jeszcze wczoraj bylo pieknie wiosennie a od dzisiaj z samego rana  "Dauerregen" i dziesiec stopni na plusie. 

Siedzialam w mojej zimnej galerii i juz dawno zamienilabym sie w sopel lodu, gdyby sasiadka z kafejki obok nie poila mnie non stop naparem imbirowym z cytrynka i miodem. Wlasnie przez ten deszcz postanowilam dzisiaj przeniesc sie z galerii tutaj i na wlasnej skorze przezywam "barowa pogode". 

Dziewczyna za barem jest typem wyluzowanej antykonformistki, fajnie nam sie gada o pogodzie i innych blahostkach. Teraz pracuje tutaj, w barze, ale z wyksztalcenia jest muzykiem - gra na saksofonie, a jej chlopak na klarnecie. I w nastepnym tygodniu wyjezdzaja na miesiac do Francji z grupa cyrkowa i beda tam dawac, codziennie w innym miescie, przedstawienia dla dzieci. Fajnie, bo sobie i odpoczna i zarobia. Ale my mamy sie nie martwic, u nas tez niedlugo bedzie cieplo, tak zapowiedzieli pszczelarze, a ich prognozy zazwyczaj sa trafne... 
Obok przy barze siedzi zul Peter i kreci glowa, ze dzisiejsi mlodzi to maja trudniej, bo musza sie roznych dorywczych prac chwytac, zeby przezyc, nie to, co kiedys. On mial szczescie, bo przepracowal 32 lata w jednej firmie - miejskim przedsiebiorstwie komunalym jako smieciarz, a teraz ma rente i sobie dorabia tu w barze na sprzataniu klubu i codzienne piwko jest pewne jak amen w pacierzu. 
Za chwile wpada Shavi, rzezbiarz z atelier po sasiedzku, ktory pochodzi znad Morza Czerwonego (sam sie tak przedstawil) - zobaczyl nasz sklep i chce mi sprzedac kilka rzeczy ze swojego warsztatu, bo likwiduje. Kupil niedawno z dwoma innymi artystami gospodarstwo niedaleko Szczecina, remont juz prawie dobiega konca, i przeprowadza sie do Polski, gdzie ryba jest codziennie swieza i za 8 Euro dziennie spedzi super dzien na basenach ze swoimi dziecmi. I jak to pieknie poznac nasza kulture! Mam go koniecznie odwiedzic, jak bede jechac do Polski :) 
Pozniej przychodzi do mnie kolega z calkiem innej bajki, przyniosl dwie slodkie buly, zebysmy sobie razem do kawki zjedli i pogawedzili.
I tak robi sie wieczor - niesamowite, jak czas leci przy barowej pogodzie! Ludzie wychodza z domu, zeby spotkac innych i chociazby podsluchac, o czym mowia. Barowa muzyka i swiece sa jakies cieplejsze niz zwykle, ludzie jakby troszke bardziej ospali, ale jakby i milsi, bo na dworze plucha, wiec po co dodatkowo jeszcze sie spinac. 

Slowem - mialo byc nudno, a bylo calkiem przyjemnie. 
Wieczorem robie kapiel z aromatyczna sola lawendowa i wibruje niezmiennie pozytywnie. 
Czego i Wam zycze!
   

    
  

Tribute to Ray and Charles Eames!?





Dzisiaj musze napisac troche o dizajnie, a wlasciwie o ikonach dizajnu i co z tego zostalo. 
 

Tak ze dwa razy w roku, zawsze jak przemierzamy wszerz cale Niemcy, zeby odwiedzic rodzine, zdarza nam sie jesc i „zalatwiac sie” w restauracji znanej amerykanskiej sieci, ktora moj syn nazywa „fik mi donald”.  


Wydawalo nam sie, ze na trasie Berlin-Düsseldorf poznalismy juz wszystkie te przybytki, jednak wczoraj spotkala nas niespodzianka. Gdzies w centralnych Niemczech wlasciciel takiej restauracji scisle wspolpracuje z zespolem kreatywnym w centrali koncernu i postawil na dizajn przez wielkie D – Snack i  Drink za 2 Euro lub aktualna oferte Los Wochos czyli sprasowana krowe z kukurydza i fasola w plastikowej bule – spozywa sie tu siedzac na oryginalnych dizajnerskich krzeslach zaprojektowanych przez Charles’a i Ray Eamsow!!! I produkowanych teraz przez Vitre. 





Moja pierwsza reakcja byla taka: oooo, McDonalds juz znowu kupil cos w Azji, ciekawe czy im sie Vitra jeszcze do tylka nie dobrala, no i po co oni to wlasciwie robia – przeciez dla 95 procent osob, ktore przychodza tam zjesc nie ma kompletnego znaczenia, czy siedza na „Eamsie” czy nie.
Jeszcze myslalam, ze to „fake”, ale juz bylam w szoku, ze klasyka designu po IKEI trafia do McDonalda. Ale ciekawosc mnie zzerala, wiec musialam sprawdzic przewracajac to krzeslo do gory nogami i – zobaczylam na wlasne oczy oryginalne logo Vitry! Jeszcze wiekszy szok!!!
 
I zaczely mnie nurtowac pytania: po co Vitra psuje sobie marke? Tylko z czystej checi zysku, bo sprzeda 5000 takich krzesel za jednym przysiadem? Czy McDonalds na prawde mysli, ze dizajnerskim krzeslem uda sie mu podreperowac swoj image? A moze to wszystko jest manipulacja obydwu firm – Mc obwiesza swoje restauracje piramidami zdrowego zywienia i tak mydli ludziom oczy, ze tu je sie zdrowo, a VITRA dodaje: „i luksusowo”? Tylko, jak juz mowilam – 95% klientow i tak nie wie, na czym siedzi, wiec po co ten caly cyrk?

Reszta drogi powrotnej uplynela mi jak w samolocie, najpierw przezulismy ten temat z mezem, a potem zaczelam szukac w internecie i dowiedzialam, sie, ze tam dyskusja na ten temat trwa juz od kilku ladnych miesiecy. Uspokoilam sie dopiero, jak znalazlam w necie opinie pewnego profesora designu, z ktora sie w 100% zgadzam, wiec zacytuje: 


„Ein Eames-Klon, diese Replika neben einem schlech­ten Ham­bur­ger. Das passt… So wie man heute damit umgeht, hat Retro (Design) wirk­lich die glei­che Bedeu­tung wie ein Ham­bur­ger von McDonald’s: Die Ober­flä­che muss stim­men, das Aus­se­hen darf sich nicht ver­än­dern. Und bil­lig muss es sein. So ein lab­be­ri­ges, flei­schähn­li­ches Ding hat genau so wenig mit einem rich­ti­gen Ham­bur­ger zu tun wie die­ser Eames-Klon mit dem ursprüng­li­chen Ent­wurf aus den 1950er Jah­ren. Die Geschichte hin­ter dem Eames Chair, die Idee, die Hal­tung der bei­den Desi­gner, das alles ist weg­ge­wischt. Was bleibt, ist die Form, aus dem­sel­ben Mate­rial wie ein Klo­bürste. ... Ein wirk­lich fan­tas­ti­sches Bei­spiel dafür, wie es schief­lau­fen kann…“



Mozna byloby powiedziec – ok – wzornictwo przemyslowe to nie jest sztuka, ono  ma przede wszystkim spelniac kryterium funkcjonalnosci i jednoczesnie ozywic choc troche nudne wnetrza biur, sal konferencyjnych czy tez zakladowych kantyn. Panstwo Eames rowniez nie tworzyli wylacznie dla idei, ale ich projekty odzwierciedlaja ich inspiracje Bauhausem i Modernizmen w architekturze i sztuce oraz wykorzystuja nowe materialy, zeby stworzyc niepowtarzalna forme i jakosc – tu forma odzwierciedla styl i postawe tworcza. A NIE ODWROTNIE!



Nie moge nadal tego przetrawic. Nie godze sie na to, zeby nasze zycie zostalo zuniformizowane, pozbawione jakichkolwiek estetycznych wzorcow i przykro mi ogladac efekty tworczosci wielu uznanych projektantow na smietniku cywilizacji w McDonaldzie. To wstyd, ze te rzeczy firmuje ktos, kto nabyl licencje na wznowienie designerskich serii.



A moze to ja jestem snobka lub przemawia przeze mnie przemawia jakis kompleks nizszosci i wydaje mi sie,ze posiadanie takiego krzesla cos mowi o jego wlascicielu i jego stylu? Moze robie z igly widly? Nie wiem, ale czuje tak, jak to opisalam.



M